ul. Sienkiewicza 19 | 30-033 Kraków
tel.:12 631 97 70

BIULETYN na 29 niedzielę zwykłą, 20 października

CZY ZMARLI PRZYCHODZĄ PO POMOC? 

Już w najbliższy czwartek będziemy mieli okazję wysłuchać katechezy nt. „obcowanie świętych”. Zbliża się listopad, miesiąc szczególnej modlitwy za zamarłych. Często odruchowo „zamawiamy” Mszę, czy zmówimy „wieczne odpoczywanie” –  bo przecież w Kościele katolickim modlimy się za zmarłych. Ale czy czasem zastanawiamy się jakie to ma znaczenie, dlaczego to robimy i właściwie po co? Sam zwrot „Świętych obcowanie” jest nam zapewne znany całkiem dobrze, bo nie raz go bardziej lub mniej świadomie wypowiadaliśmy „wierzę, w… świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”. Ale z czym ta wiara się wiąże tak w konkrecie?

Czym jest czyściec?

Po co nam odpusty?

Czym się różni święty od błogosławionego?

Jak wyglądają katolickie zaświaty?

A może jeszcze jakieś inne pytania nurtuje nasze serca i umysły? Zapraszamy w czwartek 24 października, na godz. 19:30 do salki na pierwszym piętrze, w domu parafialnym.

PROFESOR Z ZASADAMI

20 października przypada wspomnienie św. Jana z Kęt, w archidiecezji krakowskiej – której jest patronem – dzień ten obchodzony jest jako uroczystość.

Święty Jan z Kęt, człowiek nauki, zaangażowany w życie intelektualne, przeszedł przez wszystkie etapy i doszedł do człowieka w jego praktycznym życiu, do godzin, minut, sekund jego życia, w których dzieją się małe rzeczy, stanowiące o jego egzystencji (bp Jan Pietraszko, 20.X.1963)

Jan Kanty urodził się 24 czerwca 1390 r. w Kętach. Po skończeniu tamtejszej szkoły zapisał się na krakowską uczelnię. Najpierw studiował nauki wyzwolone, gdzie głównym wykładanym przedmiotem była filozofia Arystotelesa. W 1418 r. został magistrem filozofii, na życie zarabiał prywatnymi lekcjami i pomocą duszpasterską jako kapłan. Nie znamy dokładnej daty ani miejsca jego święceń, mogło to być około roku 1421. Ok. 1430 – po krótkiej przewie w naukowym życiu – rozpoczął wykłady na Wydziale Filozoficznym: był profesorem filozofii, dziekanem i rektorem Kolegium Większego, równocześnie zaczął studiować teologię, miał wówczas ok. 40 lat. W roku 1439 zdobył tytuł bakałarza z teologii a cztery lata później –  magistra, który był wówczas jednoznaczny z doktoratem.  Od roku 1443 do końca życia prowadził wykłady z teologii, mimo że uczyniono go proboszczem w Olkuszu. Większość badaczy twierdzi, że w ogóle w Olkuszu się nie pojawił i szybko z urzędu zrezygnował. Ale są i tacy, którzy utrzymują, że i owszem, był tu i widział co nieco. W ludowej legendzie, wciąż żywej w mieście, wspomina się nie tylko dobre uczynki Świętego, ale i jego ostre, surowe kazania piętnujące rozrzutność, rozpustę i egoizm olkuskich właścicieli kopalń srebra. Bo trzeba wiedzieć, że okresie świetności Olkusza zdarzało się iż co bogatsi zamawiali dla swoich dzieci srebrne kołyski. Znawcy historii regionu, podają zasłyszaną legendę, jak to Święty – nie mogąc znieść pogorszenia obyczajów olkuskich mieszczan – przeklął miasto i jego mieszkańców, a następnie przeniósł się do Krakowa. Tak czy inaczej, faktem jest, że trudno byłoby księdzu Janowi połączyć obowiązki naukowe i duszpasterskie związane z probostwem. Wybrał to pierwsze. Wśród rozlicznych zajęć Profesor znajdował jeszcze czas na przepisywanie manuskryptów, większość z nich przechowywana jest w Bibliotekach – Watykańskiej i Jagiellońskiej. Był człowiekiem żywej wiary i głębokiej pobożności. Dbał także o ubogich studentów, których wspomagał z własnych, skromnych funduszy. Przez całe życie nie zaniechał działalności duszpasterskiej – zachęcał do częstego przyjmowania Komunii świętej i dużo czasu spędzał w konfesjonale. „Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie długo się modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie” – napisał Klemens XIII w bulli kanonizacyjnej. Duchowe wsparcie dawał też swoim studentom. Jeśli dowiedział się, że ktoś schodzi na złą drogę, często osobiście interweniował, co znalazło swój obraz w pewnym średniowiecznym opisie. Otóż św. Jan, nawet po śmierci czuwał nad krakowskimi żakami. Ponoć co jakiś czas, tu i ówdzie pojawiała się ręka Mistrza ze świecą i wędrowała po ulicach Krakowa, prowadząc żaka, który zgubił drogę mądrości.

(zdj. wikipedia)

Człowiek, któremu na imię było Jan, wyszedł z Kęt, małego miasteczka w południowej Polsce. Wyszedł, niosąc w swej duszy skarb Chrztu Świętego; a poprzez ten skarb, skarb wiary. We wierze dane Mu było obcować ze Słowem Bożym od pierwszych dni swojego życia; od lat dziecięcych i młodzieńczych. A było to obcowanie głębokie, pełne myśli, serca i woli. Ono Go przyprowadziło z Kęt do Akademii Krakowskiej; przeprowadziło przez lata studenckie, wprowadziło do katedry: naprzód Wydziału Filozoficznego, potem Wydziału Teologicznego. Ono prowadziło Go przez całe życie, długie, przeszło osiemdziesiąttrzyletnie życie, które zakończyło się pięćset lat temu, dokładnie 24 grudnia. (Karol Wojtyła, 1973 r.)

Najsławniejsza legenda związana z postacią Jana Kantego to ta dzbanie. Otóż podczas przechadzki uliczkami Krakowa Jan zobaczył płaczącą dziewczynę. Siedziała na ziemi i rozpaczała nad rozbitym dzbanem, z którego wylało się mleko. Zapewne była służącą i mogła spodziewać się kary za swoją nieostrożność. Pełen współczucia Profesor pozbierał skorupy i w niewytłumaczalny sposób skleił je w jedną całość. Następnie nakazał dziewczynie zaczerpnąć wody z pobliskiej rzeki – Rudawy. Ku jej zdumieniu woda zamieniła się w mleko. Łzy smutku zamieniły się we łzy szczęścia…Ale to nie jedyna cudowna opowieść o Świętym Prosforze. Zgodnie z inną, podczas jeden ze swoich pielgrzymek miał zostać napadnięty przez zbójców. Zgodził się oddać im wszystkie pieniądze byleby ujść z życiem. Ale kiedy obrabowany już się oddalił, przypomniał sobie, że przecież ma zaszyte nieco grosza w swoim zniszczonym płaszczu. Zawrócił więc, by i to – zgodnie z obietnicą – oddać złodziejom i nie złamać danego słowa. Jan Kanty znany był ze swojej troski o biednych. Z tym też związanych jest wiele opowieści. Powszechnie było wiadomo, że dzielił się jedzeniem z potrzebującymi. Mówiono, że kiedy oddawał im swój posiłek, produkty w cudowny sposób wracały na jego talerz. Za każdym razem, gdy z okna jadalni uniwersytetu, gdzie pracował jako wykładowca, dostrzegł żebraka, wstawał z okrzykiem „Jezus przychodzi” i przekazywał mu swój posiłek, chętnie sadzając biednego na swoim miejscu za stołem. Jego postawa utrwaliła wśród wykładowców zwyczaj oddawania jednego posiłku ubogim. Żył  Ewangelią, a dobro które czynił, wracało do niego, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Ale wiedzieli to wszyscy świadomi jego świętości. Przekonanie to znalazło wyraz w przekazywanych z ust do ust historiach, jak następująca. Mówiono, że Profesor dostał od pewnego ogrodnika pełny kosz jabłek. A że nie zwykł gromadzić nic dla siebie, lecz zawsze miał na uwadze ubogich, przesłał je pewnemu szewcowi w Krakowie. Szewc rozdzielił parę jabłek pomiędzy swoje dzieci, resztę oddał zaś znajomemu krawcowi, który zapadł na zdrowiu. Krawiec ów, chcąc zadbać o swoją sąsiadkę staruszkę, ofiarował jabłka kobiecie, a ta – uważając, że jej wystarczy mleko i chleb, a witaminy powinny trawić do kogoś, kto spala się przy pracy, dba o biednych, opiekuje się nimi, zapominając o sobie –  przesłała je… Janowi.

Grób Profesora znajduje się w Krakowie, tam gdzie spędził prawie całe swoje życie Został pochowany pod amboną w kościele św. Anny, od razu po śmierci w 1473 r. nie nikt bowiem nie miał wątpliwości co do jego świętości. Prawie wiek później, w 1549 r. wystawiono mu okazały grobowiec. Przy relikwiach św. Jana Kantego można się tu modlić do dziś. Szczątki profesora umieszczono w drewnianej trumnie i złożono w krypcie pod posadzką kościoła. W 1539 roku przeniesiono je do metalowej trumny. W 1549 roku ówczesny rektor Akademii Krakowskiej, ufundował grobowiec z kamienia pińczowskiego. Po zburzeniu gotyckiej świątyni i wybudowaniu nowej wzniesiono nowy grobowiec. W 1703 roku szczątki świętego umieszczono w relikwiarzu w formie sarkofagu. Inicjatorem budowy okazałej oprawy nad grobem profesora był ksiądz Sebastian Piskorski, który: „ze skarbu swego bardzo obfite łożył ekspensy [wydatki], ażeby grób tego cudotwornego w królestwie naszym patrona, jakby tylko być mogło najlepiej przyozdobił”.  W centrum stoją personifikacje czterech wydziałów Uniwersytetu – Teologii, Prawa, Medycyny i Sztuk Wyzwolonych, podtrzymujących trumnę z figurą putta w otoczeniu obłoków, które prawą ręką wskazuje na portret świętego, a lewą na posrebrzaną rzeźbę Baranka Apokaliptycznego na tle glorii. Wokół ustawiono skręcone kolumny podtrzymujące figury świętych Janów – Chrzciciela, Ewangelisty, Kantego i Damasceńskiego. Na ścianach bocznych umieszczono sceny z życia świętego: Darowanie płaszcza przez świętego żebrakowi, Zwrócenie płaszcza świętemu przez Matkę Boską; na sklepieniu: Gloria św. Jana Kantego, Cud z rozbitym dzbanem, Komentowanie Ewangelii św. Mateusza. Ponadto nad gzymsem umieszczono figury ojców Kościoła: Ambrożego, Grzegorza, Augustyna i Hieronima. Program uzupełniają malowane i rzeźbione insygnia profesorskie (biret, księgi, gęsie pióra, kałamarz) oraz symbole mądrości (Baranek na skale, ptaki zjadające owoce).  

(zdj. wikipedia)

Z pobożnością, z którą odnosił się do spraw Bożych, łączył on pokorę. /…/ Tej pokorze towarzyszyła rzadko spotykana dziecięca prostota. W jego słowach i postępowaniu nie było fałszu ani obłudy: co myślał, to i mówił. A gdy spostrzegł, że jego słowa, choć słuszne, wzbudziły niekiedy niezadowolenie, wtedy przed przystąpieniem do ołtarza usilnie prosił o wybaczenie, choć winy nie było po jego stronie (Klemens XIII, papież).

Jana Kantego oficjalnie ogłoszono błogosławionym w 1680 r., a w roku 1767 – świętym, jego kult jest żywy do dzisiaj. Święty czczony przede wszystkim jako patron środowisk akademickich, uczącej się i studiującej młodzieży, poświęcił jej przecież prawie całe swoje życie. (BL)

ŚRODY ZE ŚW. IGNACYM


Jezus powiedział do swoich uczniów: „To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Wtedy Piotr zapytał: „Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?” Pan odpowiedział: „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby rozdawał jej żywność we właściwej porze? Szczęśliwy ten sługa, którego pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w sercu: Mój pan się ociąga z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; surowo go ukarze i wyznaczy mu miejsce z niewiernymi. Ów sługa, który poznał wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie poznał jego woli, a uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele powierzono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 39-48).

Wymowa tej Ewangelii z początku niesie dla nas wątki nie zapowiadające sie dobrze. Chrystus zapowiada swoje powtórne przyjście, a kiedy już się to stanie dokona pewnego sądu nad naszą wytrwałością nie szczędząc przy tym kary chłosty dla mniej ufnych w to, że ten dzień nastąpi. Jezus – zwiastun Bożego Miłosierdzia wzbudza w nas lęk przed karą? To ma być ta dobra nowina? Możemy tylko się domyślać jakie wrażenie na Apostołach zrobiła ta wizja powtórnego spotkania ze swoim mistrzem. Być może także z tego powodu uczniowie nieraz wracali do tego tematu przekomarzając się ze sobą który z nich jest sługą godnym i wiernym a który nie. Nawet Piotr na początku powątpiewa nawet czy czuwanie będzie dotyczyło także jego i innych apostołów. Spodziewa się ulgowego traktowania? „Zaklepania” zbawienia bo jest blisko tego który go udziela? Miejmy najpierw świadomość, że jest to przypowieść kierowana do konkretnej kultury i ludzi tamtych czasów. W czasach mesjańskich, niewolnictwo było czymś powszechnym a służba na rzecz Pana wypełniała całe życie. Z tego względu mamy obraz Paruzji wpleciony w obraz zależności, która dla tamtych ludzi była znana. Chrystus podkreśla wagę „poznania woli Pana” i pewnej specjalnej odpowiedzialności, która się z tym wiąże. Także dla osób praktykujących rozeznanie duchowe jest to wyzwanie, które kryje się za każdą kontemplacją i medytacją. Kiedy taka modlitwa jest wyjątkowo owocna możemy się pytać niczym Piotr – ale już w innym kontekście, czy to co mi zostało objawione prywatnie, czy jest także łaską uniwersalną dla innych? znakiem czasu dla Kościoła? Jesteśmy postawieni przed wyborem wypełnienia woli Chrystusa aby zapowiedź Jego przyjścia ogłaszać, zachęcać do wytrwałości, umacniać wiarę co znajduje wyraz w aklamacji po przeistoczeniu na każdej Eucharystii

Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.

Z drugiej strony Bóg mówi do nas ilekroć go słuchamy i trzeba włożyć wiele wysiłku w oczyszczenie Jego słów z własnego ja. Wszelkie reguły rozeznawania poruszeń – rozmowa o nich z kierownikiem duchowym to czynności wymagające wiele zaangażowania i delikatności. Możemy tutaj zazdrościć Piotrowi, że mógł Bogu zadać pytanie wprost a ten odpowiedział mu widząc go twarzą w twarz. W trakcie medytacji jakiegoś obrazu lub słowa nieraz zdarza się, że mamy takie chwilowe poznanie, które niesie nas jeszcze długo potem a radość z tego wynikająca domaga się, aby ją wprost ogłosić każdemu kogo spotkamy na drodze. Oczekiwanie na Chrystusa nie jest bynajmniej zajęciem nudnym – nużącym ponieważ, o ile traktujemy to poważnie – nieznana nam data Jego przyjścia wprowadzi w nasze czekanie dynamikę odpowiedzi na pytanie, jakie to oczekiwanie ma w danej chwili być. Wiedza o niechybnym przyjściu Chrystusa jest depozytem wiedzy, który nie może być ukryty – zatrzymany dla siebie. Bycie dobrym sługą Chrystusa będzie oznaczało też przyjęcie na siebie bycia świadkiem tego faktu. Poszukiwania znaków czasu, aktywnego wypatrywania czy już się nie zbliża. Zastanówmy się w tym tygodniu czy przyjście Chrystusa w naszych czasach nie wyzwoliłoby nas z wielu ograniczeń i konieczności. Nie byłoby ulgą od naszej przemijalnej egzystencji? Od niepewności jutra, od trosk o jedzenie, picie, dach nad głową? Od wątpliwości co jest prawdą a co nie? (Radosław Lebowski)