ul. Sienkiewicza 19 | 30-033 Kraków
tel.:12 631 97 70

Biuletyn na 30 niedzielę zwykłą

TĘSKNOTA ZA WIECZNOŚCIĄ | DUSZA LUDZKA JEST NIEŚMIERTELNA | OD SZEOLU DO CZYŚĆCA | ŚRODY Z ŚW IGNACYM

Kiedyś były mity, potem ich racjonalizacja, czyli filozofia, równolegle wyznawcy starożytnych religii szukali odpowiedzi na pytanie o początek i koniec   – od najdawniejszych czasów ludzie próbowali wyjaśniać, jaki jest sens życia, jaki jest sens śmierci, czy wszystko kończy się tu na ziemi, czy jest coś, ponad materialnością i skończonością. Tęsknota za wiecznością towarzyszyła tym pytaniom od zawsze. A skoro taka tęsknota jest – powie św. Tomasz z Akwinu – to przecież, ktoś musiał ją w człowieku zaszczepić. Ktoś, kto sam jest wiecznością. Co nas czeka po tamtej stronie? Czy spotkamy się z bliskimi, czy poznamy Boga? Jedno jest pewne – każdy z nas będzie miał okazję się o tym przekonać.

Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań. Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę.  Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy.  Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: „Pan mój z nami wszystkimi!” I odrzekł Chrystus Adamowi: „I z duchem twoim!” A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.  Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie! Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! (…) Dla ciebie Ja, twój Bóg, stałem się twoim synem. Dla ciebie Ja, Pan, przybrałem postać sługi. Dla ciebie Ja, który jestem ponad niebiosami, przyszedłem na ziemię i zstąpiłem w jej głębiny. Dla ciebie, człowieka, stałem się jako człowiek bezsilny, lecz wolny pośród umarłych. Dla ciebie, który porzuciłeś ogród rajski, Ja w ogrodzie oliwnym zostałem wydany Żydom i ukrzyżowany w ogrodzie. (…) Powstań, pójdźmy stąd! Niegdyś szatan wywiódł cię z rajskiej ziemi, Ja zaś wprowadzę ciebie już nie do raju, lecz na tron niebiański. Zakazano ci dostępu do drzewa będącego obrazem życia, ale Ja, który jestem życiem, oddaję się tobie. Przykazałem aniołom, aby cię strzegli tak, jak słudzy, teraz zaś sprawię, że będą ci oddawać cześć taką, jaka należy się Bogu. Gotowy już jest niebiański tron, w pogotowiu czekają słudzy, już wzniesiono salę godową, jedzenie zastawione, przyozdobione wieczne mieszkanie, skarby dóbr wiekuistych są otwarte, a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, już otwarte.

(źródło: Wikipedia)

Ta starożytna homilia na Wielką Sobotę i Święta obecna jest do dzisiaj w tzw. Godzinie Czytań. Każdy kto w Wielka Sobotę zdecyduje się odmawiać brewiarz, może rozważać tajemnicę zstąpienia Chrystusa do otchłani i wyswobodzenia dusz zmarłych, czekających na Zbawiciela. Do tych dusz dołączy się później ciało, zgodnie ze słowami wyznania wiary w „ciała zmartwychwstanie”. Ale – można zapytać – jak to jest możliwe, że dusza najpierw jest z ciałem tak ściśle złączona, że praktycznie trudno o niej coś powiedzieć, a potem, gdy ciało umiera, ona – nieśmiertelna przebywa gdzieś, w innej rzeczywistości, by – przy końcu czasów – znów połączyć się z ciałem? Czy człowiek to ciało i dusza? Jeśli tak, to kim lub czym jest „sama dusza” przebywająca gdzieś w zaświatach?

DUSZA LUDZKA JEST NIEŚMIERTELNA

Wiara w to, że istnienie człowieka nie kończy się wraz z jego śmiercią musiała zakładać możliwość oddzielenia duszy od ciała. Nie dotyczyło to tylko chrześcijaństwa, ale też innych religii przełomu er. Chrześcijańscy myśliciele mogli więc korzystać z obecnych w kulturze żydowskich i greckich rozważań eschatologicznych. W bardzo dużym skrócie można powiedzieć, że chrześcijaństwo przejęło grecką myśl o dualizmie duszy i ciała w człowieku, z tą różnicą, że w odróżnieniu od pogan duszę uznawano za nieśmiertelną. Filozoficzne próby chrześcijańskiej definicji człowieka oscylowały wokół dwóch nurtów myśli greckiej – dla jednych bowiem punktem wyjścia był Platon, dla drugich Arystoteles. Za myślą tego drugiego podążył później św. Tomasz z Akwinu. Zakonnik postanowił  – używając pojęć i założeń Arystotelesa – sprawdzić, czy nie dałoby się w ten sposób uzasadnić nieśmiertelności duszy. Pojawiły się więc pytania: czy forma (dusza) może istnieć bez materii (ciała), a jeśli tak, to czy w przypadku ich rozłączenia można jeszcze mówić o człowieku?  Tomasz był zwolennikiem tzw. hylemorfizmu, czyli przekonania, że konkretne byty składają się z materii i formy. W człowieku to złożenie wyraża się w jego jedności psychofizyczne j, a więc w jedności duszy i ciała. Człowiek nie jest zlepkiem zwierzęcia i anioła – podkreślał św. Tomasz –jest jednością dwóch wspomnianych elementów. Dusza ludzka jest rozumna i wolitywna, a jako duchowa – niezniszczalna. Wskutek jej oddziaływania na materię może powstać wyłącznie człowiek, ten jeden i niepowtarzalny. Co więcej, takim zawsze pozostanie – nie będzie aniołem, częścią Bożej substancji czy energii, nie rozpłynie się w „oceanie boskości”, nie będzie samodzielnym duchem, który wyzwolił się z ciała, a tym bardziej nie przejdzie w inne ciało (ludzkie lub zwierzęce) – pozostanie zawsze człowiekiem i jako taki zmierza do wieczności.

(źródło: Wikipedia)

W jaki więc sposób dusza w momencie śmierci odłącza się od ciała? Czy może tak istnieć, jako sama forma? Może, bo jest niezniszczalna, nie zależy o od ciała, jest niematerialna i nieśmiertelna . Mimo to, to  jednak z ciałem stanowi jedność i jakby „czeka” na ciała zmartwychwstanie. Nieśmiertelność duszy Tomasz wywodzi również z naturalnego pragnienia człowieka. Skoro bowiem mamy świadomość życia tu i teraz, świadomość swojej skończoności i pragnienie, by śmierć nie była końcem wszystkiego, to to pragnienie musiało nam zostać zaszczepione przez samego Boga.

Osoba ludzka, stworzona na obraz Boży, jest równocześnie istotą cielesną i duchową. Opis biblijny wyraża tę rzeczywistość językiem symbolicznym, gdy stwierdza, że „Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” (Rdz 2, 7). Cały człowiek jest więc chciany przez Boga. Pojęcie dusza często oznacza w Piśmie świętym życie ludzkie lub całą osobę ludzką Oznacza także to wszystko, co w człowieku jest najbardziej wewnętrzne  i najwartościowsze; to, co sprawia, że człowiek jest w sposób najbardziej szczególny obrazem Boga: „dusza” oznacza zasadę duchową w człowieku. Ciało człowieka uczestniczy w godności „obrazu Bożego”; jest ono ciałem ludzkim właśnie dlatego, że jest ożywiane przez duszę duchową, i cała osoba ludzka jest przeznaczona, by stać się w Ciele Chrystusa świątynią Ducha:

Człowiek, stanowiący jedność ciała i duszy, skupia w sobie dzięki swej cielesnej naturze elementy świata materialnego, tak że przez niego dosięgają one swego szczytu i wznoszą głos w dobrowolnym chwaleniu Stwórcy. Nie wolno więc człowiekowi gardzić życiem ciała, lecz przeciwnie, powinien on uważać ciało swoje, jako przez Boga stworzone i mające być wskrzeszone w dniu ostatecznym, za dobre i godne szacunku (Vat II).

Jedność ciała i duszy jest tak głęboka, że można uważać duszę za „formę” ciała; oznacza to, że dzięki duszy duchowej ciało utworzone z materii jest ciałem żywym i ludzkim; duch i materia w człowieku nie są dwiema połączonymi naturami, ale ich zjednoczenie tworzy jedną naturę. Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga nie jest ona „produktem” rodziców – i jest nieśmiertelna nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania. (KKK 362-366).

OD SZEOLU DO CZYŚĆCA

Pojęcia otchłani (Szeolu) pochodzi z tradycji żydowskiej, choć najprawdopodobniej Żydzi zaczerpnęli ją z religii mezopotamskich. Teksty Starego Testamentu powstawały bowiem przez lata w różnych środowiskach, okolicznościach historycznych i kulturowych. Nie do końca też można dokładnie oddać w naszym języku niektóre semickie wyrażania, dlatego rozwój i rozumienie eschatologii żydowskiej następowało stopniowo. Niemniej wiadomo, że przez Szeol Żydzi rozumieli otchłań, cos w rodzaju magazynu dla zmarłych, którzy tam właśnie oczekują na koniec czasów. U Izajasza czytamy, że ludzie przebywają tam niczym cienie:

Podziemny Szeol poruszył się przez ciebie na zapowiedź twego przybycia: dla ciebie obudził cienie zmarłych, wszystkich wielmożów ziemi; kazał powstać z tronów wszystkim królom narodów. Wszyscy oni zabierają głos, by ci powiedzieć: „Ty również padłeś bezsilny jak i my, stałeś się do nas podobny! Do Szeolu strącony twój przepych i dźwięk twoich harf. Robactwo jest twoim posłaniem, robactwo też twoim przykryciem (Iz. 14, 9-11).

(źródło: wikipedia)

Słowo Szeol występuje w Biblii kilkadziesiąt razy, najczęściej w Psalmach. W Szeolu nie ma życia, jest trwanie w postawie bezsilności. Zmarli nie mogą podjąć żadnego działania, nie doznają  przyjemności – stąd życzenie Szeolu tym, którzy źle postępują (por. Ps 55,16). Jednak nie wszyscy zmarli idą właśnie tam. W tradycji Starego Testamentu pojawiło się przekonanie, że ci, którzy żyli w przyjaźni z Bogiem mogą zostać przez niego zabrani prosto do krainy życia i Jego obecności. Księga Rodzaju mówi np. o jednym z potomków Adama:

Żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg (Rdz 5,24). Podobnie podobny los spotkał Eliasza: Podczas gdy [Eliasz i Elizeusz] szli i rozmawiali, oto zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios (2Krl 2,11) i Mojżesza: Tam, w krainie Moabu, według postanowienia Pana, umarł Mojżesz, sługa Pański. I pochowano go w dolinie krainy Moabu naprzeciw Bet-Peor, a nikt nie zna jego grobu aż po dziś dzień” (Pwt 34,5-6).

Do tej tradycji odwołuje się przemienieni Jezusa na górze Tabor – świadkami przemienienia są Eliasz i Mojżesz (por. Mk 9,2-8). Niektórzy uważają, że również Abrahama Bóg zabrał do siebie, mimo że znano miejsce jego pochówku Jego synowie, Izaak i Izmael, pochowali go niedaleko Mamre, w grocie Makpela, leżącej na polu Efrona, syna Sochara, Chetyty, na tym właśnie polu, które Abraham nabył od Chetytów. Tam został pochowany obok swej żony, Sary (Rdz 25,9-10). W Starym Testamencie pojawia się też po raz pierwszy modlitwa za zmarłych. W 2 Księdze Machabejskiej znajdziemy opis modlitwy i składania ofiar za zmarłych wojowników, którzy za życia złamali prawo żydowskie (por. 2 Mch 15, 12-16). Fragment ów świadczy nie tylko o wierze w życie po śmierci, ale tez w możliwość modlitewnej pomocy zmarłym. W najstarszych Księgach Starego Testamentu do Szeolu trafiali wszyscy zmarli. Dopiero później zaczęto rozróżniać miejsce dla sprawiedliwych i dla grzeszników. Na określenie stanu w którym przebywają odrzuceni przez Boga, Biblia używa słowa „gehenna”. Pojawia się ono w Nowym Testamencie 12 razy z tego 11 razy w wypowiedziach Jezusa.

Niemniej rozważania teologiczne związane z rzeczywistością eschatologiczną – czyli dotyczącą tego, co po śmierci – obce były chrześcijanom żyjącym w czasach Chrystusa i niedługo po jego śmierci. Czyżby wtedy ludzi nie interesowało życie wieczne? Wręcz przeciwnie. Przekonanie o szybkim nadejściu Królestwa Bożego było codziennością apostołów i im współczesnych. Wierzono, że Chrystus niebawem przyjdzie powtórnie. Sam Jezus zapowiedział, że zmartwychwstanie dokona się przy Jego powtórnym, pełnym chwały przyjściu, czyli podczas paruzji: A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem (J 14, 3).  W 2 Liście św. Piotra czytamy o nowym niebie i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość (por. 3,13). Lata mijały, życie płynęło, ludzie z niecierpliwością czekali na drugie przyjście Chrystusa, ale ono wciąż się opóźniało. Z biegiem lat coraz więcej chrześcijan zaczynało się niecierpliwić i zastanawiać dlaczego, obiecał i nie przychodzi. W Nowym Testamencie znajdziemy pierwsze próby wyjaśnienia: Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia (2 P 3, 9). Mimo wyjaśnień we wspólnotach zaczęły się pojawiać pytania o dalsze ich funkcjonowanie, i o los zmarłych, czekających na Sąd Boży. I tak stopniowo zaczęła się krystalizować koncepcja czyśćca, miejsca, gdzie dusze oczyszczają się i czekają na Sąd Ostateczny, który miał nastąpić podczas drugiego przyjścia Chrystusa.   

(źródło: Wikipedia)

Teologia katolicka mówi o trzech stanach, w których znajdują się dusze zmarłych po śmierci, po tzw. sądzie szczegółowym, jest to niebo, piekło i czyściec. Niebo, to zbawienie, tam święci czekają na paruzję, drugie przyjście Chrystusa. Piekło, to stan wiecznego odłączenia od Boga, na własne życzenie. Czyściec, trzecia rzeczywistość, to stan przejściowy. To tam dusze zmarłych oczyszczają się, tęskniąc za Bogiem, by móc się z nim spotkać w Niebie. „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba” (KKK1030). W czasie drugiego przyjścia Chrystusa nastąpi sąd ostateczny, pozostanie tylko niebo i piekło, czyli stan wiecznej radości z Bogiem, i wieczności bez Niego. Wyznanie wiary mówi też o zmartwychwstaniu ciał. To właśnie podczas Paruzji – patrząc na czas po ludzku, linearnie – nastąpi powszechne zmartwychwstanie, do zbawienia i do potępienia (por. J 5,28-29; Dz 24,15). (BL)


Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?” On rzekł do nich: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś” Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi” (Łk 13, 22-30).

Odpowiedź Chrystusa na zasadnicze pytanie o zbawienie może wprowadzać nas w słuszny niepokój. Nie słyszymy od niego jednoznacznie pozytywnej odpowiedzi. Zamiast bezwarunkowej akceptacji i zapewnień o Bożej miłości – miejscu w niebie, które na każdego z nas czeka, dostajemy obraz wymagającej pracy nad sobą bez gwarancji osiągnięcia ostatecznego celu. Zbawienie zapowiada się jako rodzaj całożyciowego wyścigu, w którym są pierwsze i ostatnie miejsca. Co więcej, dostajemy wyraźny sygnał że, część z nas nie zdoła osiągnąć „minimalnej kwalifikacji” nawet szczerze próbując. Te i inne wątpliwości ogarnęłyby nas gdybyśmy odczytywali każde z tych słów dosłownie. W historii Kościoła katolickiego, spór o to czy sama wiara jest wystarczająca do zbawienia czy także potrzebne są uczynki miłosierdzia trwa do dzisiaj, pomiędzy jego wieloma odłamami. Zbawienie, które jest zapowiedzią wiecznego życia, obietnicą, że nigdy nie umrzemy należy ostatecznie do Boga, który jak wiemy kierując się doskonałym poznaniem i nade wszystko miłością może dowolnie przekraczać nasza logikę i wyobrażenia. Charakterystyką Bożej miłości, co do której mamy pewność, i co Chrystus potwierdza całym swoim życiem jest wiara, w którą są wplecione czyny. Jak inaczej wytłumaczyć ofiarę Chrystusa na krzyżu – ofiarowanie się za grzechy innych jak nie uczynkiem miłości – postawieniem się w roli niewinnej ofiary oddając przy tym swoją całą wolność? Czy wyobrażamy sobie Jezusa który głosząc Dobrą Nowinę nie uzdrawia z chorób i nie wygania złych duchów? Jezusa, który nie karmi i nie poi swoich uczniów wiedząc, że tego potrzebują? Mesjasza, który wypełnia Pisma nie dając znaków? W końcu co stałoby się z sensem sakramentów i koncepcją grzechu jeśli nasze postępowanie byłoby na trwałe oddzielone od sumienia? Czy odpuszczenie grzechów nie jest Bożym uczynkiem dla naszego dobra? Rozwiązaniem gdzie wprost przypomina nam o swoim istnieniu? Przebacza nam i przygarnia do siebie? Bierny Bóg nie byłby do tego wszystkiego zdolny. Miłość zatem w swej istocie wprowadza ruch, dynamikę w której trzeba nauczyć się poruszać. Tak robił Chrystus szukając całe swoje życie woli Ojca. Nie był bynajmniej zaprogramowany na ukrzyżowanie – wcześniej także mógł zginąć męczeńską śmiercią – w rodzinnym Nazarecie, podróżując po Samarii, albo w samej Jerozolimie kiedy przegonił przekupniów ze świątyni. W ciągu swojego dojrzewania na Ziemi nawet w tym był do nas podobny, tylko Bóg znał Jego godzinę męczeństwa i śmierci. Zwróćmy szczególną uwagę na fakt, że nasze odkupienie dokonało się w wyniku relacji między Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Jak zmierzyć się z tym bogatym słowem dla wyciągnięcia większego dobra, korzyści dla duszy? Święty Ignacy używa tutaj terminu Magis (łac. bardziej, lepiej) które odnosi się do fundamentu ćwiczeń duchownych ale ma też praktyczne zastosowanie w naszym życiu. Życiu które w drodze do zbawienia jest nieustannym wzrostem w przyjaźni z Chrystusem oraz w służbie bliźniemu. Człowiek został stworzony do relacji z Bogiem i z innymi ludźmi. Fundament ignacjański potwierdza tę więź a także daje wskazówkę jak należy ją wypełniać.

Trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam bardziej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni [ĆD 23]

Życie oparte na Magis to sposób na twórczy, oparty na szukaniu większego dobra sposób postępowania który co prawda przyprowadzi nas niejeden raz do „przeciskania się przez ciasne drzwi” ale przede wszystkim odpowie na pragnienie Chrystusa który chce być w naszym życiu naprawdę. Jezus chce mieć z nami prawdziwą – osobistą relację w której jesteśmy sobie wierni na dobre i na złe. Nie zadowalajmy się powierzchownością, ona nie buduje w nas wiary, nadziei, miłości. Magis to właśnie taka fascynacja sposobem życia Chrystusa i pragnienia naśladowania go w miłości do samego końca. Jak stosować w praktyce takie Magis? W życiu codziennym? Po pierwsze musimy taki cel sobie założyć. Dobrze mieć w takiej drodze jakiegoś towarzysza – który mógłby mnie wesprzeć i który – miałby ten sam cel. Wybór Magis będzie wymagał rozeznawania – uświadomienia, nazwania wyborów przed którymi stoję. Prośby o łaskę poznania i wyboru drogi większej chwały. Potem możemy zejść na poziom konkretnych spraw naszego życia. Prześledźmy to na przykładzie wybranych momentów z życia pewnego małżeństwa.

Magis będzie inne dla mężczyzny i kobiety chociaż tak samo napędzane miłością. Młoda mama ma najczęściej znakomite wyczucie jakiej opieki i dobra potrzebuje nowo narodzone dziecko i koncentruje się na nim w 100 procentach. Trudno zresztą nie zauważyć że, tak właśnie Bóg to obmyślił aby małżonkowie uzupełniali się w tym dziele. Nie ma sensu rozeznawać czy nakarmić dziecko czy nie lub czy zmienić mu pieluszkę skoro jest „pełna”. Mąż przede wszystkim zapewnia osłonę zewnętrzną nowego rodzinnego układu, chociaż są to kolejne „ciasne drzwi” gdzie musi pogodzić się z tym iż jego potrzeby na jakiś czas zeszły na dalszy plan. Magis będzie dla niego wspieranie żony w miejscach w których i ona jest zaangażowana. Im dziecko jest starsze tym mniej potrzebuje bezpośredniej opieki. Małżonkowie powinni wiedzieć i być przygotowani na to, iż relacja z ich dziećmi i między nimi będzie się zmieniała. Magis dla małżonków będzie wtedy dawanie dziecku więcej przestrzeni na samodzielność, swoje wybory, bardziej będziemy asystować niż decydować. W długim procesie dojrzewania naszych latorośli bardziej będzie się liczył dobry przykład jak małżeństwo okazuje sobie miłość, zwłaszcza kiedy przechodzi przez „ciasne drzwi” przemijania. Magis w tym wypadku będzie akcentowanie i zadbanie o wspólny czas który może być „ciasnymi drzwiami” lawirowania pomiędzy grafikami szkolnymi i pracowymi. Powyższy przykład to tylko zarys, szkic tego co jest uniwersalne między ludźmi, relacji która zmienia ich życie, dojrzewając z dnia na dzień. Nie jest proste wytrwać w takim ideale. Dążenie do niego jest naznaczone także zmęczeniem, wątpliwościami, niewiarą, kryzysem, ryzykiem, odrzuceniem. To wszystko także nas formuje, tam najbardziej prosimy o łaskę, wtedy także Chrystus jest przy nas. Zawołaniu Magis dedykowane są rożne formy: Istnieje wspólnota młodzieżowa Magis. Są cykliczne warsztaty Magis – eksperymentów ignacjańskich a także Zdrapka wielkopostna. (Radosław Lebowski)

Góra ^