SZKLANE OBRAZY || ŚRODY Z IGNACYM
KATECHEZA DLA DOROSŁYCH
Już we czwartek zapraszamy na kolejną katechezę dla dorosłych w naszej parafii, z cyklu katechez w roku jubileuszowym. W ubiegłym miesiącu mieliśmy okazję zdobyć trochę ogólnych informacji na temat Soboru Watykańskiego II, w najbliższy czwartek spotkanie będzie poświęcone liturgii po soborze. Po katechezie będzie możliwość zadawania pytań. Serdecznie zapraszamy 20 marca, na godz. 19.30 do sali w domu parafialnym na I piętrze.
SZKLANE OBRAZY – ŚW. JAN CHRZCICIEL
11 listopada 1937 roku pogoda nad Warszawą była zła – padał deszcz i panowała mgła. Samoloty mające lądować tego dnia na Okęciu były przekierowywane gdzie indziej, lub musiały krążyć nad miastem w oczekiwaniu na lepsze warunki. Tak też było w wypadku samolotu PLL LOT Lockheed Electra, lecącego z Krakowa do Warszawy. Po około 25. minutach pogoda polepszyła się i wieża kontrolna wydała pozwolenie na lądowanie. Przygotowując się do niego, pilot zauważył pewne niezgodności odczytów instrumentów pokładowych i po chwili z nieznanych przyczyn samolot zboczył z toru lotu pomimo usiłowań pilota utrzymania go na zadanej wysokości. O godzinie 16:43 łączność z samolotem zerwała się – w okolicy Piaseczna samolot zahaczył o linie wysokiego napięcia i spadł na ziemię. W katastrofie zginęły cztery osoby, a rannych zostało osiem.

Wśród czterech ofiar katastrofy znajdowała się Janina Maria Kostanecka i Jan Kostanecki. Janina była żoną Kazimierza Kostaneckiego, a Jan był ich synem. Kazimierz Kostanecki, lekarz i anatom, był między innymi przewodniczącym Polskiej Akademii Umiejętności, rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i wiceprezydentem Krakowa. Mieszkał wraz z rodziną na terenie parafii św. Szczepana przy ul. Sienkiewicza 24 (znajduje się tam tablica wmurowana na jego cześć w 2024 roku). Dlatego zapewne zdecydował się upamiętnić swoją żonę i syna właśnie w kościele św. Szczepana, fundując witraż, a właściwie trzy witraże należące do siebie architektonicznie i tematycznie, w północnej nawie kościoła, na lewo od głównego wejścia i poświęcone Janowi Chrzcicielowi. U dołu środkowego witraża widnieje napis po łacinie, będący wersetem z Ewangelii wg św. Łukasza (3, 16):
„Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”. A poniżej dedykacja także po łacinie: „Ku pamięci Joanny Kostaneckiej i syna Jana”.
Zaprojektowany został przez Jana Januszewskiego i wykonany, jak większość witraży z kościoła św. Szczepana, w Krakowskim Zakładzie Witrażów S.G. Żeleński.

Św. Jan Chrzciciel
fot. Grzegorz Eliasiewicz i Rafał Ochęduszko, prawa autorskie Corpus Vitrearum Polska
Podobnie jak jej mąż, Janina Kostanecka była w Krakowie bardzo znaną osobą. W 1924 roku przystąpiła do Związku Komitetów Parafialnych Opieki nad Ubogimi (ZKP), organizacji zajmującej się pomocą potrzebującym. Na jego czele stał bp Adam Stefan Sapieha, a Janina Kostecka została wiceprzewodnicząca Związku i opracowała jego statut. Poświęciła swoje siły rozwijaniu różnych form opieki charytatywnej i w 1933 roku jej praca została uhonorowana papieskim orderem Pro Ecclesia et Pontifice. Przerwała ją jej śmierć w katastrofie, podobnie jak jej syna Jana. Janina i Kazimierz Kostaneccy mieli dwóch synów: Jana, docenta ekonomii na Uniwersytecie Jagiellońskim i Michała Antoniego, architekta. Jan skończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim, po czym zrobił doktorat z ekonomii na uniwersytecie w Londynie. Kilka dni po obronie doktoratu ożenił się z Amerykanką Dorothy Adams, daleką krewną drugiego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna Adamsa, którą poznał wcześniej w Krakowie, i która dzięki mężowi bardzo blisko związała się z Polską, a szczególnie z Krakowem. Dwa lata po śmierci męża wróciła do Stanów Zjednoczonych z ich czteroletnim synkiem, a w 1949 roku wydała książkę pt. We Stood Alone [Trwaliśmy samotnie], w której opisuje czas spędzony w Polsce, śmierć męża, sytuację polityczną w Europie, rozwój nazizmu i wybuch II wojny światowej. W 1947 roku, dzięki działalności na rzecz ociemniałych w Stanach Zjednoczonych i Polsce, zyskuje tytuł Catholic Woman-of-the-Year [Katoliczka Roku]. W historii malarstwa i witrażownictwa istnieje wiele przedstawień Jana Chrzciciela i najważniejszych wydarzeń z jego życia. Postać proroka od zawsze budziła fascynację i intrygowała, szczególnie pod kątem jego relacji z Jezusem, sposobu życia i tragicznej śmierci. Właśnie te dwa wątki – udzielenia Jezusowi chrztu nad Jordanem i śmierci na rozkaz Heroda Antypasa – są najczęściej przedstawianymi wydarzeniami z życia Jana Chrzciciela w malarstwie i witrażownictwie światowym. Witraże znajdujące się w kościele św. Szczepana, są bardzo oszczędne, by nie powiedzieć ubogie, w środki wyrazu, a ich wymowa głównie opiera się na kolorystyce.

Na witrażu centralnym, niestety miejscami zniszczonym i ogólnie w złym stanie, widać stojącą postać Jana Chrzciciela w czerwonej szacie, symbolizującą jego męczeństwo, a także męczeństwo Chrystusa. W lewej ręce Jan trzyma długą laskę z krzyżem na górze, a palcem prawej ręki wskazuje zarówno na krzyż, jak i na niebo. Krzyż to oczywiście symbol wiary, ale też śmierci – przyjęcie chrztu jest nie tylko obmyciem z grzechu pierworodnego i wszystkich innych grzechów, ale też decyzją pójścia śladami Chrystusa. Czy to właśnie mogło być przyczyną, dla której fundator wybrał postać Jana Chrzciciela jako główny motyw witraża?

Natomiast w oknie witrażowym po lewej stronie witraża środkowego biel zastąpiła czerwień. Jest to scena chrztu Jezusa w Jordanie. Ma on zanurzone stopy w wodzie, jedną rękę schowaną pod białą szatą, a drugą czyni znak krzyża. Obok niego na brzegu stoi Jan Chrzciciel, także ubrany w białą szatę, i polewa głowę Chrystusa wodą. Nie ma wątpliwości, że motyw ten oparty jest na klasycznych przedstawieniach tego jakże ważnego wydarzenia z Ewangelii, takich jak Chrzest Chrystusa autorstwa Giotta, obraz pod tym samym tytułem Andrea del Verrocchio i Leonarda da Vinci, czy też może najbardziej znany obraz na ten sam temat Pierra Della Francesca. Nad postaciami Jezusa i Jana Chrzciciela unosi się w promieniach słońca gołębica, symbol Ducha Świętego. Jedynym niezwykłym elementem obrazu nie występującym gdzie indziej jest fakt, że Jan Chrzciciel ma najwyraźniej zamknięte oczy. Czy to reakcja na widok Wcielonego Boga, czy też wewnętrzna modlitwa chrzcielna, czy może wewnętrzne skupienie się na wspólnym losie czekającym i jego, i samego Jezusa?

Witraż trzeci, także w złym stanie, przedstawia Salome prezentującą na tacy głowę Jana Chrzciciela po tym, jak jej ojczym, Herod Antypas, spełnił jej życzenie, a tak naprawdę życzenie jej matki Herodiady, i wydał rozkaz ścięcia proroka. Wzorem wielu innych obrazów prezentujących ten poruszający, tragiczny moment, także i tutaj Salome odwraca głowę od straszliwego prezentu dla matki i zamyka oczy, zupełnie, jakby chciała pokazać, że nie ma z zabójstwem nic wspólnego, że nie potrafi znieść widoku martwego proroka, który teraz już, sądząc po aureoli otaczającą jego głowę, wszedł do Królestwa Niebieskiego jako święty. Podobnie jak Jezus i Jan Chrzciciel z drugiego, opisywanego witraża, Salome także ma na sobie białą szatę, symbolizującą czystość i niewinność, co może podkreślać jej rolę, nadaną jej przez twórcę lub fundatora, narzędzia czy posłańca, nie ponoszącego odpowiedzialności za zabójstwo.
Jak możemy zareagować na te trzy witraże i ich rolę w kościele św. Szczepana? Po pierwsze, możemy skupić się na ich wartości jako dzieł sztuki i na ich walorach estetycznych. To jednak stawia pod znakiem zapytania ich wartość religijną i czyni je po prostu ładniejszymi czy brzydszymi przedmiotami materialnymi. Po drugie, możemy, a nawet powinniśmy jako katolicy, spojrzeć na nie jako na ilustrację duchowo poruszającej prawdy ewangelicznej o konieczności pokuty i roli chrztu w historii miłosierdzia. Po trzecie, znając dedykację umieszczoną na witrażu, możemy „westchnąć do Boga” (o co często proszą nas nagrobne tabliczki) i wspomnieć w modlitwie Janinę i Jana Kostaneckich, naszych niegdysiejszych parafian. No bo czym właściwie jest parafia? Jej oficjalna definicja, czyli „podstawowa jednostka organizacyjno-terytorialna w strukturze Kościoła” niewiele wyjaśnia i nic nie mówi o rzeczy najważniejszej, a więc wspólnocie, którą stanowią mieszkańcy parafii, wspólnocie żywych i umarłych. Modląc się za Kościół Święty, modlimy się za siebie nawzajem i wspominamy tych, którzy odeszli. Nie musimy czekać na Dzień Zaduszny – możemy to zrobić tu i teraz, patrząc na nagrobek, witraż ufundowany ku pamięci, wmurowaną tablicę pamiątkową czy obraz. (Piotr Pieńkowski)

Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany (Łk 2, 41-51a).
Jesteśmy w drugim tygodniu Wielkiego Postu. Na pewno część z nas autentycznie podjęła zachętę do oczyszczenia serca z nieuporządkowanych przywiązań, do odświeżenia swojego życia duchowego, do zaryzykowania wyborów ze względu na miłość bliźniego. Dzisiaj, w środę, jakby na pocieszenie obchodzimy uroczystość św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Nowy Testament określa go trzema cechami: to człowiek wiary, milczenia i działania. Jeśli ktoś nie miał do tej pory takiego osobistego przewodnika, mentora to może teraz przyjąć Świętego Józefa na patrona tego czasu, który nam pozostał do świąt Wielkiej Nocy. Mąż, Ojciec, Opiekun to role, które zazwyczaj kojarzymy ze św. Józefem. Nie mógłby on jednak dobrze ich pełnić gdyby nie był także człowiekiem doceniającym milczenie jako bezpośredni wyraz wiary w misje którą powierzył mu Pan. W ćwiczeniach duchownych które odprawia się stacjonarnie, 7 czy 30 dniowym ciągłym trybem milczenie będzie narzędziem wspomagającym wewnętrzne wyciszenie i przygotowaniem gruntu pod przyjęcie Bożego Słowa. Milczenie bowiem w tym wypadku, nie jest okazaniem bierności, spolegliwości, oczekiwaniem na instrukcje, znakiem obojętności. Powstrzymanie się na jakiś czas od formułowania myśli za pomocą słów daje nam gotowość do przyjęcia i dostrzeżenia tego, co mówi do nas sam Bóg. Akt milczenia nie oznacza ignorowania myśli ale otwarcie się na transcendentalny głos. Święty Ignacy pisał na ten temat następujące zalecenia:
Temu, co jest bardziej wolny od zajęć, a pragnie we wszystkim, ile tylko może, postąpić, można dać całe Ćwiczenia duchowe wedle porządku, w jakim jedne po drugich następują. Normalnie postąpi on w nich tym więcej, im bardziej odłączy się od wszystkich przyjaciół i znajomych i od wszelkiej troski doczesnej, opuszczając np. dom, w którym mieszka, a udając się do innego domu, czy choćby do innego pokoju, aby tam żyć, w jak największym odosobnieniu i ukryciu tak, by mógł codziennie iść na Mszę i nieszpory bez obawy przeszkód ze strony znajomych (ĆD 20).
W ćwiczeniach duchownych zatem, dzięki milczeniu, odbywa się taki podwójny ruch – ze strony człowieka – który zostawia wszystkie swoje sprawy i nasłuchuje głosu Pańskiego i ze strony Boga który z miłości ofiaruje nam owoc poznania naszej rzeczywistości. Tylko wyciszając się możemy taki Boży dar dostrzec, usłyszeć i przyjąć. Dobra modlitwa zatem wymaga milczenia. Św. Józef w swoim życiu dał nam dowód właśnie takiej postawy. Czy nie słuchając Bożego głosu byłby w stanie prowadzić swoja rodzinę w tak ekstremalnych okolicznościach? Czy ignorując poruszenia swojego serca mógłby tak trafnie odczytywać kierunki działań które osłaniały Maryję i małego Jezusa? Czy wreszcie możemy sobie wyobrazić paradoks w którym Maryjne „Fiat” nie współgrałoby z Józefowym milczeniem, zasłuchaniem w głos Pana? Taki sposób milczenia, który jest nastawiony na wyłowienie z gonitwy własnych myśli Bożej obecności, na zbadaniu skąd pochodzą moje pragnienia, na przyjęciu całożyciowego celu, którym jest służba Bogu i bliźnim i ostatecznie dostrzeżeniu faktu mojego ogromnego obdarowania, to będzie wielkie dobro które przemieni życie każdego z nas. Warto poszukać dobrego miejsca do milczenia – modlitwy zasłuchania w Słowo Boże. W naszej świątyni szczególnie do tego nadaje się kaplica św. Antoniego, z prawej strony prezbiterium za ołtarzem Jezusa Miłosiernego. Tam można się wyciszyć, izolować się od zewnętrznych bodźców, nic nie zakłóci tam koncentracji na Słowie Bożym. Taki ruch będzie też bezpośrednim wypełnieniem słów Chrystusa z Ewangelii św Mateusza: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.” (por. Mt 6, 1-6). (RL)