ul. Sienkiewicza 19 | 30-033 Kraków
tel.:12 631 97 70

Biuletyn na V niedzielę zwykłą

Nie tylko walentynki || Dobre wiadomości || Środy z Ignacym ||

BYŁO ICH TRZECH

14 dzień lutego kojarzy się częściej z czerwonymi sercami, niż czerwonym ornatem wskazującym na wspomnienie męczennika. Mimo iż zginął śmiercią męczeńską, to jednak św. Walenty jest też patronem zakochanych już całkiem długo, bo od 1496 r. Początków dzisiejszych “walentynek” trzeba jednak szukać wcześniej, jeszcze w pogańskich zwyczajach rzymskich, związanych ze zmianami w przyrodzie. Mniej więcej w połowie lutego ptaki gnieżdżące się Rzymie zaczynały miłosne zaloty i łączyły się w pary. Uważano to za symboliczne przebudzenie się natury, zwiastujące nadejście wiosny. Dlatego Rzymianie na 15 lutego wyznaczyli datę świętowania tzw. luperkaliów – festynu ku czci boga płodności. Gdy w IV w. chrześcijaństwo stało się religią panującą w cesarstwie rzymskim, pogańskie obchody stopniowo zastępowano przez święta chrześcijańskie. Luperkalia były na tyle popularne, że utrzymały się aż do końca V w. – dopiero wtedy zastąpiono je najbliższym w kalendarzu liturgicznym świętem męczennika Walentego. Okazuje się jednak, że miał on wiele wspólnego z zakochanymi. W III wieku Rzym był uwikłany w krwawe i wojny do tego stopnia, że mężczyźni nie chcieli wstępować do wojska. Ówczesny cesarz uznał – może słusznie – że mężczyźni nie chcieli opuszczać swoich narzeczonych i żon dlatego odwołał wszystkie planowane zaręczyny i śluby. Kapłan Walenty pomagał parom, które pobierały się potajemnie. Został jednak przyłapany i skazany na śmierć – odcięto mu głowę. Było to 14 dzień lutego 269 lub 270 r. Nad grobem męczennika zbudowano bazylikę, jednak papież Paschalis I (817-24) przeniósł szczątki męczennika w inne miejsce – do kościoła św. Praksedy. Z czasem postać kapłana Walentego “zlała się” z innym świętym męczennikiem noszącym to samo imię. Niektórzy badacze twierdzą jednak, że tak naprawdę chodzi o tę samą osobę. W 197 r. został ów kapłan Walenty biskupem miasta Terni w Umbrii. Znany był z tego, że jako pierwszy pobłogosławił związek małżeński między poganinem i chrześcijanką. Wysyłał też do swych wiernych listy o miłości do Chrystusa. Zginął w Rzymie w 273 r., gdyż nie chciał zaprzestać nawracania pogan. Dziś to właśnie on jest bardziej znany i to do jego grobu w katedrze w Terni przybywają pielgrzymi. Na srebrnym relikwiarzu z jego szczątkami znajduje się napis: „Święty Walenty, patron miłości”.

(św. Walenty, źródło: Wikipedia)

Nieraz też mówi się o św. Walentym jako patronie epileptyków. Faktycznie jednak chodzi tu o trzeciego świętego noszącego to imię. Żył on w V w. w Recji (na dzisiejszym pograniczu niemiecko-austriacko-szwajcarskim) i przypisywano mu moc uzdrawiania z tej choroby. Tak czy inaczej, 14 lutego współczesna kultura obchodzi jako „Święto zakochanych”. Chcą w tej rzeczywistości odnaleźć się również ludzie wierzący, bo miłość przecież, to nie (tylko) czerwone serduszka i bukiety kwiatów. Coraz częściej organizowane są więc okolicznościowe wydarzenia o charakterze religijnym, jak choćby randki małżeńskie (np. niedaleko w parafii św. Jana Kantego, organizowana przez wspólnotę Kana – Chemin Neuf) czy Msze św. (równie blisko, w kościele św. Floriana. Msza św. dla szukających miłości, 14.02 o 18.30).

NIE TYLKO WALENTYNKI

14 lutego no nie tylko „walentynki” i nie tylko wspomnienie św. Walentego. W ten dzień Kościół wspomina też dwóch braci Cyryla i Metodego, zwanych apostołami Słowian. Byli braćmi rodzonymi i zakonnymi. Razem udali się na misje, by rozwiązywać spory religijne. Dzięki nim Pismo Święte oraz księgi liturgiczne przetłumaczono na język słowiański. 31 grudnia 1980 roku papież Jan Paweł II ogłosił ich współpatronami Europy, w encyklice Slavorum Apostoli napisał:

Konstantyn i jego współpracownicy zadali sobie trud stworzenia nowego alfabetu, by prawdy, które mieli głosić i wyjaśniać, mogły być spisane w języku słowiańskim i przez to stać się w pełni zrozumiałe i łatwiejsze do przyswojenia dla słuchaczy. Poznanie języka i umysłowości nowych ludów ewangelizowanych, którym nieśli wiarę — było trudem zaprawdę godnym ducha misjonarskiego, tak jak przykładna była gotowość do poznania i wyjścia naprzeciw wszystkim potrzebom i oczekiwaniom ludów słowiańskich.

Konstanty i Michał – urodzili się na początku IX wieku w Tesalonikach w chrześcijańskiej, wielodzietnej rodzinie. W języku staro-cerkiewno-słowiańskim nazwa miasta brzmi Sołuń, dlatego nazywano ich “Braćmi Sołuńskimi”. Zgodnie z tradycją, ich matka była Słowianką, z tego powodu mieli posługiwać się biegle językiem słowiańskim i znać obyczaje Słowian – nie udało się tego jednak historycznie udowodnić. Ich ojciec, Leon, był wyższym oficerem miejscowego garnizonu. Oboje byli bardzo dobrze wykształceni. Najpierw uczyli się w rodzinnym mieście, potem wyjechali na nauki do Konstantynopola. Konstanty studiował klasyków starożytnych oraz teologię patrystyczną a także matematykę, astronomię i muzykę. Michał zaś posiadał uzdolnienia wybitnie prawnicze i w młodości robił karierę urzędniczą jako zarządca w jednej z prowincji cesarstwa. Jednak w 840 roku porzucił urząd i – jak czytamy w jego “Żywocie” – “udawszy się na Olimp, gdzie żyją święci ojcowie, postrzygł się i przywdział czarne mnisie szaty. I żył w posłuszeństwie i pokorze, pełniąc gorliwie całą regułę mniszą, a do ksiąg się przykładając”. W klasztorze otrzymał imię Metody. Jego młodszy brat wpo skończonych studiach został bibliotekarzem przy świątyni Hagia Sophia pełnił też funkcję doradcy i sekretarza patriarchy Ignacego, imię Cyryl przyjął dopiero tuż przed śmiercią. W 850 roku Konstanty zastał wykładowcą filozofii w szkole cesarskiej i tam, dzięki wybitnej mądrości, otrzymał przydomek „Filozofa”. Zapewne ze względu na tę mądrość i zdolności do przemawiania, na zlecenie cesarza Michała III wraz ze swoim bratem wyruszył do kraju Chazarów na Krymie, gdzie zajęli się rozwiązywaniem sporu religijnego między chrześcijanami, Żydami i Saracenami (jak wtedy określano Arabów, a później ogół Muzułmanów). Konstanty przygotował się do tej misji bardzo starannie – by móc polemizować z Żydami nauczył się hebrajskiego – a przy tej okazji przetłumaczył na grecki podręcznik do gramatyki hebrajskiej oraz niektóre dzieła teologiczne – aby dogadać się z Arabami, nauczył się syryjskiego. Miało się po ich słowach nawrócić ponad dwieście osób, a sam władca tamtejszych ludów napisał ponoć do cesarza specjalny list:

Posłałeś nam władco człowieka, który słowem i dowodami wykazał nam, ze wiara chrześcijańska jest święta. Przekonawszy się, że jest to prawdziwa wiara poleciliśmy ludziom chrzcić się dobrowolnie, w nadziei że i sami tego dostąpimy.

Na Krymie bracia dowiedzieli się, że w morzu spoczywają najpewniej jeszcze szczątki papieża Klemensa I Rzymskiego, który na Krymie właśnie miał zginąć śmiercią męczeńską, skazany przez cesarza… Około IV w. była obecna tradycja mówiąca o tym, że cesarz Trajan zesłał papieża Klemensa na wygnanie do Pontu i kazał go wrzucić do morza z kotwicą zawieszoną u szyi. Tradycja pochodząca z IX w. ustaliła, że miejscem męczeńskiej śmierci świętego był Krym i wyznaczyła datę na rok 102 – obecnie tradycja ta jest podawana w wątpliwość, o męczeństwie ani wygnaniu Klemensa nie wspomina bowiem żaden z wczesnych autorów. Tradycja głosi że szczątki zostały odnalezione wtedy właśnie przez Konstantyna i Metodego którzy potem przenieśli go do Rzymu i pochowali w bazylice pod jego wezwaniem (San Clemente). Po tej pierwszej udanej misji bracia zostali wysłani przez patriarchę św. Ignacego, aby nieść chrześcijaństwo Bułgarom. Pośród nich pracowali pięć lat. Następnie, na prośbę księcia Rościsława udali się z podobną misją na Morawy. W ten sposób Rościsław chciał się uwolnić od związków polityczno-kościelnych z Niemcami, można się więc było spodziewać że misja braci wzbudzi sprzeciw germańskiego duchowieństwa zanim się zacznie. A początek jej był ponoć taki. Ówczesny cesarz bizantyjski posłał po Konstantyna i zwrócił się do niego tymi słowami: „Wiem, że zmęczony jesteś, Filozofie, ale potrzeba żebyś tam poszedł, nikt bowiem inny, rzeczy tej nie może dokonać, tak jak ty”. A misja ta rzeczywiście była trudna i wymagająca, gdyż Słowianie nie mieli własnego pisma. Poszedł więc Konstanty „na miejsce odosobnienia i oddał się modlitwie wraz ze swymi pomocnikami”, po czym zaczął obmyślać alfabet dla Słowian. I tak powstało pierwsze pismo (głagolica). Kiedy alfabet był już gotowy, Konstanty i Metody przełożyli na język słowiański Ewangelię i Dzieje Apostolskie, Psałterz i niektóre teksty liturgiczne. Opracowali też liturgię słowiańską i ruszyli na Morawy. Nie spodziewali się zapewne, że większym problemem niż nawracanie Słowian, będzie przełamanie oporu jaki napotkali ze strony duchowieństwa (w Wenecji, w której się zatrzymali, obradował synod, który sprzeciwił się misji barci bardzo ostro). Zarzuty jakie usłyszeli Konstanty i Metody, brzmiały następująco: „w języku słowiańskim nie przystoi Boga chwalić, bo są do tego języki znacznie czcigodniejsze jak grecki, łacina czy hebrajki”. Spór nie dotyczył oczywiście tylko kwestii języka, ale zagadnienia, które potem kilka wieków później określono mianem inkulturacji, czyli odpowiedzi na pytanie, na ile można pogodzić przesłanie Ewangelii z mentalnością i kulturą ludzi, którym jest głoszona.

(W. Tetmajer, Cyryl i Metody, źródło: Wikipedia)

W 868 roku o działalności Braci Sołuńskich wiedział papież Hadrian II, który, pod był wrażeniem ich pracy misyjnej. Przekonali się o tym na własnej skórze, kiedy przyjął ich bardzo serdecznie, w Rzymie. Było to ważne również dlatego, że przez jego poprzednika (Mikołaja I) zostali niemal oskarżeni o herezję i nie do końca wiedzieli, czego się mogą spodziewać. Bracia wręczyli papieżowi odnalezione kiedyś na Krymie, relikwie Klemensa I i pokazali przetłumaczone przez siebie księgi liturgiczne. Papież był zachwycony, księgi poświęcił niedługo potem, co było równoznaczne z pełną akceptacją i błogosławieństwem dla pracy, ewangelizacji i misji Konstantyna i Metodego. Niedługo potem, zmęczony wysiłkiem podróżami i chorobą Konstanty zmarł, przyjmując jeszcze przed śmiercią zakonne imię Cyryl. Metody dalej kontynuował swoją misje wśród Słowian, ale mimo poparcia papieskiego co raz popadał w konflikty z zachodnim duchowieństwem, dla którego liturgia w języku słowiańskim – z różnych powodów – była nie do przyjęcia. Zmarł w 885 roku. (BL)

Z życia Kościoła:

Biskup pomocniczy Archidiecezji Warszawskiej Piotr Jarecki udzielił imprimatur dla „Koronki o dar dialogu dla osób indywidualnych, małżeństw i rodzin oraz osób życia konsekrowanego” opracowanej przez Jerzego Grzybowskiego, współzałożyciela, wraz z żoną Ireną, Stowarzyszenia „Spotkania Małżeńskie”. Jerzy Grzybowski jest przekonany, że powstała z natchnienia Bożego – myśl o ułożeniu modlitwy towarzyszyła mu od dwóch lat. Ruch Spotkania Małżeńskie powstał w roku 1977 i od prawie 50 lat towarzyszy małżeństwom na drogach wspólnego życia. Organizuje też rekolekcje dla małżeństw, które mają bardziej pod górkę, niż inne. Więcej na stronie www.spotkaniamalzenskie.pl

Jak odmawiać koronkę? Po pierwsze – na koralikach różańca. Tekst Koronki jest następujący: Na krzyżyku odmawiamy: W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Na pierwszym pojedynczym koraliku: Panie Jezu, uczyń dar dialogu drogą budowania Twojego Królestwa we mnie, w nas i pośród nas. Potem następuje modlitwa Ojcze nasz. Na trzech kolejnych koralikach odmawia się: Wyzwalaj w nas coraz większą otwartość, życzliwość, szczerość, prawdę i zaufanie w relacjach z najbliższymi (można wymienić kogo) i w relacjach z osobami wśród których żyjmy i pracujemy; Uchroń nas od mowy szkodliwej, a wzmocnij mowę budującą, która wniesie pokój do naszych relacji; Uzdolnij nas do dialogu na tematy trudne, żeby przyniósł dar porozumienia, zgody i przebaczenia. Na następnym pojedynczym koraliku: Zawierzamy Tobie, Panie Jezu i Tobie Maryjo relacje w naszym małżeństwie/rodzinie/ kapłaństwie/życiu zakonnym/życiu samotnym. Wspieraj nas w darze dialogu na drodze budowania Twojego Królestwa w nas i pośród nas. Na medaliku (czasem węzełku) i kolejnych pojedynczych koralikach: Panie Jezu, który pomagasz nam bardziej słuchać niż mówić, rozumieć niż oceniać, dzielić się sobą niż dyskutować, a nade wszystko przebaczać, który dajesz dar dialogu jako łaskę wypływającą z Twojego serca, prosimy Ciebie: Na następnych koralikach, 10x: O dar dialogu dla nas i całego świata. Po każdej dziesiątce, 1 raz: Uzdalniaj nas codziennie do przyjmowania tego daru. Po piątej dziesiątce (na zakończenie): Niech Twój dar dialogu prowadzi nas do mądrych i roztropnych decyzji, które wspierać będą miłość Boga i bliźniego. Niech dialog z najbliższymi i z Tobą stanie się naszym stylem życia i drogą do świętości. Amen. (źródło: ekai.pl) (JP)

Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: „Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!” Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o tę przypowieść. Odpowiedział im: „I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka, i zostaje wydalone na zewnątrz”. Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 14-23).

Ewangelia dzisiejszego dnia jest wyjątkowo czytelnym znakiem, który pokazuje na rzeczy fundamentalne dla natury ludzkiej. Jest to wskazówka, która powinna przyświecać nam każdego dnia, nie tylko na modlitwie ale i w życiu codziennym: w normalnych obowiązkach, w pracy, w szkole, w czasie wypoczynku i przede wszystkim w relacji z drugim człowiekiem. Konkluzja Chrystusa bowiem nie dotyczy tylko czystości jedzenia, co dla Żydów było – ze względu na uprzednie doświadczenia niewoli – bardzo ważne i czemu poświęcali wiele miejsca.

Jezus idzie dalej i dotyka kwestii czystości pragnień ludzkiego serca. W naszym życiu spotykamy czasami okoliczności których interpretacja przez nasze serce zaskakuje nas samych. Czyny, których się potem dopuszczamy, a które nas gorszą, do tej konkretnej chwili były nie do pomyślenia. Odrzucamy także natychmiast odpowiedzialność za to, co się stało. Skąd to znamy? Adam i Ewa, Kain i Abel, Dawid i Saul, Dawid i Batszeba, Postać Kajfasza, Annasza, Heroda, Piłata, Ananiasza i Safiry. Przykładów w Bilbii jest całe multum. W słowach ignacjańskiego fundamentu ćwiczeń duchownych także mamy odniesienie do tej prawdy – praprzyczyny naszej kondycji. Autor [ĆD 21] we wstępie pisze:

Ćwiczenia duchowne, mające na celu odniesienie zwycięstwa nad samym sobą i uporządkowanie swego życia tak aby nie ulegać jakiemukolwiek nieuporządkowanemu przywiązaniu.

Kiedy to ulegamy takim nieuporządkowanym przywiązaniom? Czym one są? Dlaczego gorszy nas nasze własne zachowanie? Dzieje się tak dlatego, że ufamy bardziej własnym zmysłom niż Panu Bogu. To znak, iż w naszej naszej hierarchii wartości Bóg nie jest na pierwszym miejscu. Dlatego też rodzajów nieuporządkowanych przywiązań jest wiele w zależności od tego, jak u nas konkretnie taka piramida wartości wygląda.

Jeśli weźmiemy za przykład najpopularniejsze przywiązanie, to dojdziemy do wniosku, że jest to stosunek do posiadania, do majątku złożonego z materii. Na co dzień buduje on nasze poczucie bezpieczeństwa i status społeczny. Kierujemy ku niemu troski, angażuje nasze myśli nie raz nie dwa w ciągu dnia. Częściowo jest tak dlatego, że tak ułożone jest nasze społeczeństwo, z drugiej strony jednak należy pamiętać, że chrześcijaninowi nie wypada poprzestać na patrzeniu się na (wciąż rosnący) stan konta. Samo w sobie posiadanie wielkiego majątku nie jest niczym złym. Cała rzecz polega na tym aby być od niego wolnym czyli ze względu na chwałę, cześć i służbę Bogu umieć z niego korzystać tak jak On tego by pragnął. Chodzi o to aby ten majątek był przyczynkiem zbawienia dla mnie i innych w duchu miłości. Chodzi o to abym służył tym majątkiem budowaniu Królestwa Bożego. Św. Ignacy pisze w kilku miejscach zasadzie tantum quantum (o tyle, o ile) która ma poddać całe nasze posiadanie większemu celowi.

Odnosząc się znów do słów fundamentu ĆD chodzi o to, aby nauczyć się rezygnować z posiadania o ile nie prowadzi nas to do celu do jakiego zostaliśmy stworzeni i używać rzeczy materialnych w takim stopniu o ile pomagają nam w wielbieniu, okazywaniu czci i służeniu Bogu, naszemu Panu. Dzięki ścisłemu powiązaniu funkcji posiadania z celem do którego mają służyć, przedmioty stają tym czym naprawdę są – narzędziem nie podlegającemu ocenie moralnej, nie zaś symbolem dominacji nad bliźnim, niezbędnym składnikiem naszej wartości, lub celem samym w sobie. Nieprzypadkowo użyte słowo „przywiązanie” świetnie określa relacje stanu w którym nasze serce jest zniewolone jakimś pragnieniem albo potrzebą. Cały człowiek wtedy znajduje się jakby na uwięzi i tylko w takim stopniu kieruje własną wolą o ile ta chora wieź się nie urywa. Łatwa do zauważenia dynamika jaka pojawia się w tym procesie także nie jest przypadkowa ponieważ idealnie odpowiada naszej naturze będącej w ciągłym ruchu.

Nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota to nie są przyczyny naszego zgorszenia ale skutek wyboru rzeczy ziemskich, stworzonych, ponad ich Stwórcę, to efekt nieprawidłowego rozumienia swojego miejsca w Świecie i celu, do jakiego dąży ludzkie życie. To w końcu przesadne okazanie zaufania własnym zmysłom, które są skłonne uważać za prawdziwe tylko to, co jest przez nie doświadczalne i materialne, zapominając o tym, iż Bóg który mieszka w rzeczach stworzonych pozostaje dla nich nieuchwytny. Do rozeznania tego stanu rzeczy w sobie trzeba zmysłu Ducha Świętego. O taką łaskę prośmy Boga w tym tygodniu szczególnie, o pragnienie dojrzenia w sobie nieuporządkowanych przywiązań do rzeczy ziemskich, o łaskę uwolnienia się od nich, o wprowadzenie na powrót w moim sercu porządku w którym całe stworzenie chwali Stwórcę, ze mną, z moim sercem oddanym tylko Bogu. (RL)