Rozmowa z ks. Wojciechem – misjonarzem || Środy ze św. Ignacym
Niezmiennie zapraszamy do parafialnej kawiarenki w niedziele od 10 do 14. Miło jest nam poinformować, że wokół tych niedzielnych spotkań zaczynają się tworzyć dodatkowe inicjatywy – już niebawem ruszy w planie gimnastyka dla chętnych. Informacje w kawiarence po Mszy o 9.30, konkrety będziemy ogłaszać w swoim czasie.
TO JEST JASNA GÓRA BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
Dzisiaj w naszym kościele możemy posłuchać świadectwa dotyczącego Heleny Kmieć, wolontariuszki zamordowanej w Boliwii, której proces beatyfikacyjny rozpoczął się w ubiegłym roku. Za to w biuletynie rozmowa z księdzem misjonarzem posługującym w Tanzanii. O powołaniu kapłańskim i misyjnym, jasnych ciemnych stronach życia w Afryce i wyzwaniach codzienności, rozmawiamy z ks. Wojciechem Kościelniakiem, misjonarzem z Kiabakari.
Jest Ksiądz tzw. księdzem diecezjalnym, ale jednak wyjechał na misje – jak to się stało?
Był rok 1990. Jako młodzi kapłani, ciągle mieliśmy spotkania formacyjne w seminarium. Podczas jednego ze spotkań, ksiądz kard. Macharski celebrował z nami Mszę św., w kaplicy Matki Bożej w budynku seminarium w Krakowie. Podczas kazania zaapelował o dwóch księży, którzy by pojechali na misje i dołączyli do krakowskich misjonarzy w Tanzanii. Ja nigdy nie byłem w żadnym kole misyjnym, mnie to w ogóle nie interesowało. Byłem na seminarium magisterskim u ks. Stańka, chciałem u niego robić licencjat kościelny, doktorat i zająć się patrystyką. Wtedy w kaplicy, kiedy ks. Kardynał wypowiadał te słowa, poczułem, że mam spojrzeć na obraz Matki Bożej, i głęboko w sobie usłyszałem: „te słowa dotyczą Ciebie”. Po Mszy św. pobiegłem do zakrystii i mówię do ks. Kardynała: „ja się zgłaszam!”

Jak to przyjął?
„Ty? Przecież ty chciałeś dalej studiować”. „Tak –odpowiedziałam – ale poczułem, że słowa ks. Kardynała są skierowane do mnie”. I tak się zaczęło. W domu – absolutny bunt. Mama była chora, tata się nią opiekował, nie chcieli bym tak daleko wyjeżdżał. To były czasy, kiedy nie było Internetu, komunikacja była trudna.
Od razu pojechał Ksiądz do Tanzanii?
Najpierw pojechałem do Irlandii, żeby trochę podszlifować angielski. Pracowałem na parafii jako wikary. Wróciłem i w grudniu 1990 wyjechałem, przez Rzym – po błogosławieństwo od Ojca Świętego – do Tanzanii i trafiłem do szkoły językowej w Musomie. Jeden z księży misjonarzy zabierał mnie w weekendy z tej szkoły do siebie na misje, ok. 40 km od Musomy. Chciał żebym liznął trochę zwyczajnego życia misyjnego, zobaczył jak to wygląda w praktyce i mógł poćwiczyć język.

W jakim języku mówią w Tanzanii?
W suahili, a dokładniej – ki suahili. Od początku chciałem nauczyć się biegle mówić w tym języku. Kiedy ludzie słyszą, że ktoś potrafi się biegle porozumieć, bariery pękają. Uznają cię za swojego.
Pewnego marcowego poranka w Wielki Post, pojechałem w teren z klerykiem, który miał w jednej z wiosek mówić kazanie. Jechaliśmy na miejsce, ja podziwiałem krajobrazy a na jednym ze wzgórz w oddali widziałem kaplicę – taki barak. Kleryk w pewnym momencie mówi „tam właśnie jedziemy”, a we mnie wtedy po raz trzeci nastąpił moment – nazwijmy to – bezpośredniej ingerencji Bożej. Wewnętrznie usłyszałem: „To jest Jasna Góra Bożego Miłosierdzia, z którego orędzie Bożego Miłosierdzia ma się rozprzestrzenić na całą Tanzanie i Afrykę”. I to był ostatni raz, kiedy ten głos pojawił się w moim życiu. Teraz, jeśli ktoś pyta się mnie, jakie mam plany, to mówię – nie pytaj jakie ja mam plany, ale jakie plany ma Pan Bóg. Ja stoję tutaj na posterunku i staram się tłumaczyć, co to jest Jasna Góra Bożego Miłosierdzia.

Na czym to polega Księdza praca w Tanzanii?
Po pierwsze zapraszam ludzi to odwiedzenia naszego sanktuarium, a po drugie chodzi o krzewienie orędzia miłosierdzia. Staramy się to robić przez rożnego rodzaju publikacje, audycje radiowe, rozmowy internetowe, grupy dyskusyjne. Natomiast przetłumaczenie tego na praktykę życia zajęło trochę czasu. Szybko zrozumiałem, że głoszenie miłosierdzia Bożego w Afryce, nie może polegać tylko na kazaniach, czy konferencjach duchowych z ambony, bo tych ludzi ma ogarnąć miłosierdzie Boże holistycznie – i duszę, i ciało, i umysł.
Troska o „ciało” to przede wszystkim opieka zdrowotna – mamy w Kiabakari ośrodek zdrowia pod wezwaniem Pier Giorgia Frassatiego, mamy klinikę okulistyczną, w której pracują m. in. specjaliści z Polski, przyjeżdżają się tutaj leczyć chorzy z całej Tanzanii i nie tylko. W tym roku – jak dołączą jeszcze laser – będzie to najlepsza klinika okulistyczna w Tanzanii.

Troska o „ducha” to modlitwa i doświadczenie miłosierdzia Boga. W Kiabakari znajduje się Narodowe Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, mamy obraz, którzy został poświęcony przez kard. Macharskiego, prowadzę kanał na youtube, audycje w radiu, drukujemy książki o Bożym Miłosierdziu. Wszystko w języku suahili.
O umysł troszczymy się przez edukację i formację. Zbudowaliśmy przedszkole i szkołę podstawową z internatem. Kończą edukację kolejne pokolenia naszych absolwentów, którzy potem całkiem nieźle sobie radzą. Są zaczynem Bożego miłosierdzia, wychowani jakby w jego promieniach, znają to orędzie, znają koronkę, wiec idą i głoszą…

A Dzienniczek Faustyny jest przetłumaczony?
Jest „technicznie” zrobione przez mnie tłumaczenie, książka jest ustawiona, wyedytowana i teraz w maju, czerwcu i lipcu będę jeszcze siedział z oryginałem i sprawdzał. W październiku zawsze mamy przez 4 dni pielgrzymkę „wielkich apostołów Bożego Miłosierdzia”: św. Faustyny, Jana Pawła II, ks. Sopoćko i niedługo dołączymy ks. Andrasza. Jeśli Pan Bóg pozwoli i znajdzie się darczyńca, to chcemy na październik wydrukować ok. 2000 egz. Planujemy drukować w Polsce, bo jest o połowę taniej niż w Tanzanii. Chcemy, żeby to było porządnie zrobione, na wzór polskiej wersji „Dzienniczka”. Poza tym mam w planie wydać jeszcze kilka książek. Jest rok jubileuszowy – 90 lat od momentu, gdy Jezus w Wilnie nauczył s. Faustynę „koronki do miłosierdzia Bożego”, chcemy więc wydać książkę o „koronce”. Druga to będzie „5 filarów miłosierdzia Bożego”, czyli: obraz, święto, koronka, godzina święta i apostolstwo miłosierdzia. Trzecia – modlitewnik z tekstami s. Faustyny, z tekstami biblijnymi i litanią do miłosierdzia Bożego plus rozmowy Pana Jezusa z siostrą Faustyną, wzięte z „Dzienniczka”.
Trudno sobie wyobrazić nam, którzy tutaj w Krakowie mamy Łagiewniki na wyciągnięcie ręki, że dla kogoś kult Bożego miłosierdzia jest zupełnie „z zewnątrz”.
Tam, w Afryce, to jest całkiem obce. Sama koncepcja Boga, który jest miłosierdziem – też jest obca. W twardej rzeczywistości afrykańskiej to jest rewolucja. Tym bardziej, że w tradycyjnych religiach afrykańskich, koncepcja Boga, który jest miłością i miłosierdziem nie istnieje. Religie afrykańskie są antropocentryczne – człowiek jest w środku, są siły nad którymi nie panuje. Różne religijne zachowania mają na celu sprawić, że bóstwo i duchy przodków udobrucha się, by nie szkodziły, a z drugiej strony sprawi by pomagały. To jest bardzo roszczeniowe podejście, które traktuje Pana Boga jak do bankomat. Zrobisz to, złożysz taką ofiarę i będziesz mieć taki a taki efekt. Również teleewangeliści protestanccy, których jest bardzo dużo, obiecują rożne cuda, uzdrowienia i rozwiązania wszystkich problemów tu i teraz, za odpowiednią opłatę. Zły duch tak kusił Pana Jezusa na pustyni – oddasz mi pokłon, to dam ci wszystko. Tu nie ma w ogóle mowy o niebie, o krzyżu, wszystko jest tu i teraz. Dlatego koncepcja Boga, który jest miłością i miłosierdziem, który Syna swojego dał, jest trudna do przyjęcia. Ludzie lubią szybkie rozwiązania, które nie wymagają nawrócenia.

Jest Ksiądz w Tanzanii ponad 30 lat…
Tak, 35-ty rok zacząłem w styczniu…
To sporo czasu, czy przez te lata mieszkańcy się tak schrystianizowali, że tamtych rdzennych religii już nie ma?
To jest bardzo płynne… Niektórzy są absolutnymi bohaterami wiary i żyją bardzo głęboko religijnie, są też ludzie „tacy jak wszędzie”, którzy są chrześcijanami tylko z nazwy, są i tacy, którzy byli chrześcijanami ale wrócili do pogaństwa, i zdążyli się jeszcze raz nawrócić. Łatwo też przyjmował się w Tanzanii islam, bo nie ma ekstremalnych wymagań moralnych. Możesz też mieć np. 4 żony, wypowiesz odpowiednią formułkę i już jesteś muzułmaninem. Część z tych ludzi w ogóle nie żyje według wiary. Są muzułmanami z nazwy.
Statystyki podają, że w Tanzanii jest ok. 50, 60% chrześcijan różnych denominacji, i ok 30 % muzułmanów, choć wydaje mi się, że te liczby są trochę przekłamane. Katolików, którzy chodzą do kościoła w niedzielę, tzw. dominicantes może być ok. 10% w społeczeństwie. U mnie w parafii w Kiabakari, od kiedy założyłem księgi parafialne w 1992 roku, było ok. 6 tys. chrztów, ale tych którzy chodzą w niedzielę na Mszę – myślę że jest ok. 2 tys. Można powiedzieć, że jest boom katolicki, chrześcijański, powstają kościoły, instytucje katolickie, parafie, natomiast przyrost naturalny w Tanzanii jest tak duży, że te procenty się nie zmieniają, a może nawet maleją. Gdyby się zapytać biskupa ile ma katolików w diecezji, w regionie, w którym żyje 2 do 3 mln ludzi, to myślę że nie ma wśród nich nawet 300 tys. katolików. Ale tego nie da się oficjalnie stwierdzić, bo nie ma u nas liczenia wiernych.

Mimo to Kościół w Afryce się rozwija, powstała ostatnio nowa diecezja, i jest coś co dawno było niemożliwe – pojawili się biskupi pomocniczy. Liczba parafii znacznie się zwiększa, i jeden biskup nie jest w stanie objechać wszystkich z wizytacją. Spotkania, bierzmowania – nie dałby rady wciągu roku odwiedzić wszystkich miejsc. Kościół afrykański się rozwija strukturalnie i personalnie, ale parafie też stają się mniejsze. To duże ułatwienie w pracy. Duszpasterstwo jest bardziej stacjonarne, nie tylko się jeździ po wioskach, ale częściej się jest na miejscu. Kiedyś Kiabakari było parafią z 27 wioskami i codziennie trzeba było gdzieś jechać. Tam gdzie jeździmy i doprawiamy Msze św., bierzemy komunikanty ze sobą, konsekrujemy na miejscu, wszystko spożywamy. Nic nie zostawiamy w tabernakulum, bo dla nie-katolików tabernakulum to jest sejf, w którym się trzyma pieniądze. Włamują się, rozwalają, rozsypią Eucharystię… Tak, że trzeba na to uważać.
Czy w Tanzanii jakoś szczególnie obchodzi się Rok Jubileuszowy?
Nie obserwuję jakiegoś szczególnego poruszenia w Kościele, jeśli chodzi o Rok Jubileuszowy. Natomiast my ambitnie chcemy, by w naszym Sanktuarium było to jasno zaznaczone. Będą więc coroczne obchody Święta Miłosierdzia, które u nas trwają cztery dni, z nocnymi czuwaniami. Bierzemy też udział w Symfonii Miłosierdzia, tej która będzie wybrzmiewać z Białych Mórz, już nagraliśmy nasz kawałek w suahili z chórem, na facebooka ludzie wrzucają świadectwa. Planujemy też – jak wspominałem – wielką pielgrzymkę ku czci Apostołów Bożego Miłosierdzia w październiku, ale też będziemy organizować jubileusz młodzieży na początku sierpnia. W związku z kanonizacją Frasattiego będziemy mieć zlot młodzieży z diecezji, ale też planujemy zrobić – nie chcę zapeszać – z okazji wspomnienia św. Cecylii festiwal chórów parafialnych z całej diecezji i szkolenia dla organistów. Chcielibyśmy również zbudować małą kaplicę na zboczu, ku czci NSPJ, zwłaszcza po dokumencie Papieża Franciszka Dillixit nos. Figurę już mamy. W tej kaplicy chcemy się modlić za Ojca św.,. i kapłanów – o uświęcenie.

Jest Ksiądz również tzw. misjonarzem miłosierdzia – z czym się wiąże ta posługa?
W 2015 roku Ojciec Święty zapowiedział, że chce wyznaczyć kapłanów, którym da prerogatywy odpuszczania grzechów zarezerwowanych dla Stolicy Apostolskiej czyli np. fizyczny atak na papieża, profanacja Najświętszego Sakramentu, złamanie tajemnicy spowiedzi… Funkcję tę papież przewidział na jubileuszowy Rok Miłosierdzia, a potem przedłużył do odwołania. Mogę więc spowiadać i rozgrzeszać też z tych grzechów. Teraz pod koniec marca, my misjonarze miłosierdzia z całego świata, jesteśmy wezwani na spotkanie do Rzymu, na specjalne wykłady, i Mszę z Ojcem Świętym – choć nie wiemy, jak to będzie wyglądać, z powodu stanu zdrowia papieża.

Czy ludzie mają świadomość, że posługują wśród nich misjonarze miłosierdzia?
Tak, mają. W samej Tanzanii chyba jestem jedynym misjonarzem miłosierdzia, który funkcjonuje tak, jak powinien, więc ludzie wiedzą, że jestem. Z opowieści misjonarzy miłosierdzia z różnych części świata wiem, że niektórzy bardzo heroicznie podchodzą do swojego go zadania. Jeden misjonarz z Australii opowiadał, że wynajął campera, jeździł miedzy osiedlami, zatrzymywał się, ludzie z ciekawości przychodzili i on z nimi rozmawiał, spowiadał ich. Jestem bardzo wdzięczny Ojcu Świętemu za tę łaskę – mogłem spotkać wielu wspaniałych ludzi i samego papieża Franciszka. (BL)

Żydzi prześladowali Jezusa, ponieważ uzdrowił w szabat. Lecz Jezus im odpowiedział: Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam. Dlatego więc usiłowali żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu. W odpowiedzi na to Jezus im mówił: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni, i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym. Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia. Ja sam z siebie nic czynić nie mogę. Tak, jak słyszę, sądzę, a sąd mój jest sprawiedliwy; nie szukam bowiem własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał (J 5,17-30).
Nie dziwmy się oburzeniu Żydów w odpowiedzi na wyznanie Chrystusa, że On jest Synem Bożym. Monoteizm hebrajski znał tylko jednego Boga i inne konstrukcje w ogóle nie wchodziły w grę. Musimy pamiętać, iż Żydzi przebywali w świecie gdzie dominującymi religiami były wierzenia oparte na całych rodzinach Bogów – zgodnie z największymi tradycjami greckimi i rzymskimi. Wyjątkowo zatem dbali o to, aby ich wiara nie zdryfowała w takim kierunku tak jak to się działo nieraz w przeszłości. W czasie przebywania narodu izraelskiego w Egipcie, w czasie niewoli babilońskiej, czy też właśnie podczas rzymskiej okupacji.
Chrystus, który mówi o JHWH jako swoim Ojcu, przypisujący sobie rolę sędziego ostatecznego to jest tak jakby ktoś kogo dobrze znamy zaczął nagle udowadniać, że jedynie on ma prawdziwy kontakt z Bogiem i że „słyszy” głosy płynące do niego podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, objawiające wolę dla całego Kościoła… Nasza wiara zostałaby poddana dużej próbie ponieważ… nie można wykluczyć, że Bóg mógłby się posłużyć i takim znakiem. Tak czy inaczej, zarówno wtedy Żydzi słuchający słów Jezusa jak i my widzący na własne oczy taką scenę, doznalibyśmy szoku poznawczego.
W historii kościoła rozważania o Trójcy Świętej, o to jakie miejsce zajmuje w niej Chrystus zaowocowały wcześnie powstawaniem rożnych herezji. Już w II wieku pojawił się doketyzm – negujący faktyczną cielesność Jezusa przed zmartwychwstaniem. Jeszcze wcześniej prąd wierzeń zwanych antytrynitaryzmem – negujący istnienie trzech postaci Boskich oraz samą boskość Jezusa. W okresie reformacji (XVI w), podobne poglądy reprezentowali unitarianiści – wyznawcy istnienia tylko jednej osoby Boskiej.
To, co w zaślepieniu oburzeniem umyka żydowskiemu zgromadzeniu a także często i nam, to charakter relacji na który wskazuje Chrystus mówiąc o swoim Ojcu. Jest nim absolutna bliskość, zakorzenienie w Jego działaniach i łasce oraz poddanie się Jego woli. W ten sposób Bóg, Ojciec i Duch Święty demonstrują wzajemną wierność którą potwierdzają konkretnymi uczynkami. Człowiek wobec Boga także jest zaproszony do takiego zakorzenienia. Dla nas konkretnym uczynkiem dowodzącym takiej postawy będzie wierne poszukiwanie śladów Boskich w swojej historii życia oraz w życiu codziennym, w teraźniejszości. Wydatnie w tym może pomóc rozeznawanie woli Bożej na sposób ignacjański.

W jezuickim Domu Rekolekcyjnym w Czechowicach-Dziedzicach znajduje się obraz, który nawiązując do średniowiecznej tradycji malarstwa plastycznie ukazuje temat rozeznawania duchowego. Obraz przedstawia grę w szachy. Z lewej strony stołu siedzi mężczyzna ubrany w czerwony płaszcz; pewny siebie, z ironicznym uśmiechem spogląda na szachownicę. Po drugiej, prawej stronie siedzi młody człowiek ubrany skromnie, z torbą u boku, wydaje się, jakby był w podróży. Widać, że jest bardzo skupiony, zamyślony, a nawet przejęty. Młody człowiek od początku widocznie grał nierozważnie, pierwsze posunięcia były prawdopodobnie zbyt szybkie, nieprzemyślane, odruchowe, nie doceniał, a może nawet lekceważył przeciwnika i szybko znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Teraz nie może popełnić już najmniejszego błędu, musi grać bardzo uważnie, każdy ruch musi wszechstronnie przemyśleć.
Można przypuszczać, że intencją artysty było ukazanie tego, co dzieje się w duszy każdego człowieka: nieustannej walki pomiędzy dwoma światami: dobra i zła, ducha i ciała. Jest to obraz-przestroga.
Wychodząc od słów Listu św. Jana (1J 4,1) – „Badajcie duchy, czy są z Boga”, Ignacy Loyola sformułował kilka zasad które i nam mogą okazać się całożyciowo przydatne.
Po pierwsze należy się do tego „duchowego skoku” przygotować poprzez znajomość własnych uczuć, uświadomienie sobie własnej sfery psychicznej, ponieważ rozeznawanie będzie bazowało na analizie naszych odczuć. Niedocenianą prawdą o naszej egzystencji jest też fakt, że oddziałuje na nas zły bądź dobry duch i jego efekty są manifestowane w naszym sercu jako emocje, konkretne odczucia, skłaniające nas, lub powstrzymujące nas od działań. Dobra i pogłębiana znajomość siebie samego to absolutny fundament zmiany. Przełamać ciążące od lat schematy postępowania. Dostrzec je, już będzie wielką łaską.
Drugim elementem jest prowadzenie faktycznego życia duchowego, zakorzenienie w regularnych praktykach sakramentalnych i ufność w ciągłą Bożą obecność. Jest to tym ważniejsze, że jakość naszego życia duchowego będzie warunkowała jakość rozeznawania duchowego. Pragnienie rozeznania woli Bożej zakłada bowiem wolność od własnych reakcji uczuciowych i uczuć innych osób. Rozpoczynamy od zakwestionowania tego czego Ja chcę i pragnę i od odrzucenia wszelkich warunków stawianych Panu Bogu.
Rozeznawanie duchowe jest dosyć uporządkowaną operacją analizy rozumowej i modlitwy. W fazie pierwszej dokonujemy wyraźnego sprecyzowania przedmiotu rozeznania zbierając na jej temat jak najwięcej informacji, segregując je na „za” i „przeciw”. Tu pracujemy głównie rozumem i intelektem.
W drugiej fazie rozpoczynamy czas modlitwy i refleksji, który wykorzystujemy nie tylko na obejrzenie zebranych informacji z rożnych perspektyw (obiektywizacja) ale także jesteśmy gotowi na przyjście „innych racji” wynikających z otwartości na łaskę Ducha Świętego.
W trzeciej fazie następuje analiza naszych przeżyć i badanie skąd one pochodzą. Idealnie byłoby zwerbalizowanie naszych odczuć wobec towarzysza duchowego lub małej wspólnoty.
Czwarta faza to faza podejmowania decyzji. Nastawienie naszej woli na jakiś wybór może się wiązać z jakąś ofiarą z naszej strony, przynosi ona pokój i doświadczenie spotkania z wolą Bożą. Kończymy tę fazę modlitwy ofiarowaniem wyboru Bogu.
W piątej fazie następuje refleksja kierująca naszą duchową analizę na zbadanie czy moja podjęta decyzja jest w harmonii i jedności z Bogiem. Jakie dominują we mnie odczucia po podjęciu decyzji? Niektórzy praktycy tej metody żartują w tym miejscu, że ta faza nigdy się nie kończy ponieważ powinna ona znaleźć jeszcze potwierdzenie w życiu codziennym. Jeśli trafność wyboru byłaby w sprzeczności z naszą rzeczywistością, trzeba rozeznanie podjąć ponownie. Człowiek może się w rozeznaniu mylić a jego wolność polega też na tym, iż potrafi się wycofać ze złej decyzji i z pokorą i ufnością poszukiwać jej od nowa. Rozeznając nie opuszczamy nigdy fundamentów naszego życia duchowego a wszystko ciągle dzieje się w relacji z Bogiem, który jest nieskończenie cierpliwy i błogosławi nam w każdym wyborze. Obserwacja dobrych owoców jakie decyzja przyniesie w naszej codzienności jest i potwierdzeniem i znakiem że, swoją wolą wybraliśmy Wolę Bożą.
Życie Chrystusa jest nam tu nieustanną wskazówką, w Nowym Testamencie widzimy jak motyw Jego modlitwy w ustronnym miejscu często się powtarza, oraz ile czasu Chrystus na takim rozeznawaniu spędza. Zobaczmy też jak Chrystus dba o to, aby ten czas był i jak wiele razy modlitwą kończy i rozpoczyna nowe rozdziały apostolskiego życia. Fraza „aby się modlić” w samych Ewangeliach (w zależności od przekładu) pada co najmniej 38 razy. Chrystus pokazuje że, modlitwa to jest po prostu spotkanie z Ojcem Niebieskim. Rozeznanie duchowe na sposób ignacjański wymaga i pewnego przygotowania i formacji niemniej są to doświadczenia opisane w bogatej literaturze. Przejście fundamentu ćwiczeń duchowych (5 dni) jest możliwe w domach rekolekcyjnych księży Jezuitów. Może ten trwający Wielki Post to okazja do rekolekcji właśnie w tym duchu? (RL)