ul. Sienkiewicza 19 | 30-033 Kraków
tel.:12 631 97 70

Święty Franciszek

Święty Franciszek i ptaki

Gdy Franciszek prawił ptakom o miłości

Słuchały, trzepotały skrzydłami i wzlatywały

W błękit jak stado słów

Wypuszczonych dla zabawy z jego świętych ust.

Potem zniżały się krążąc i  brzęcząc nad jego głową,

kręcąc piruety na pelerynach braci.

Tańczyły w locie, bawiły się z czystej radości

i śpiewały, odlatując jak obrazy.

To był najlepszy wiersz Franciszka,

o słusznej tezie i lekkim stylu.

(Seamus Heaney, przekład Piotr Pieńkowski)

Jedną z najlepiej udokumentowanych opowieści o spotkaniach św. Franciszka z Asyżu ze zwierzętami można znaleźć praktycznie w każdej historii życia świętego. Jest to opowieść o kazaniu, które wygłosił do ptaków na łące przed murami miasteczka Bevagna w Umbrii we Włoszech. Stojąc na kamieniu, który później na pamiątkę tego wydarzenia  został wmurowany w ścianę kaplicy Gisberto Ciccoli w kościele San Francesco w tej samej miejscowości (podobnie, choć z innych przyczyn, jak kamień, na którym wedle legendy odcisnęła się stopa królowej Jadwigi, i który wmurowany jest w ścianę kościoła oo. Karmelitów na Piasku w Krakowie), nawoływał ptaki do miłości ich Stwórcy.

„[…] W dziwnym zapale ducha, chodząc wśród nich, potrącał je tuniką, a one jednak nie ruszyły się z miejsca, dopóki nie zrobił nad nimi znaku Krzyża i nie pozwolił im odlecieć…” (Św. Bonawentura, Życiorys większy św. Franciszka z Asyżu, rozdz. XII, 3).

Kazanie zrobiło się jeszcze bardziej słynne, gdy w 1299 roku Giotto umieścił fresk ukazujący we wzruszający sposób to wydarzenie wśród dwudziestu ośmiu fresków obrazujących sceny z życia świętego w górnym kościele Bazyliki św. Franciszka w Asyżu.  Na fresku tym bosonogi św. Franciszek, ze złotym nimbem wokół głowy, skłania się łagodnie w stronę siedzących na ziemi i polatujących ptaków, jednocześnie unosząc rękę w geście tłumaczenia. Drzewo o bujnej koronie, pod którym siedzą ptaki, jak gdyby odwzajemnia skłon zakonnika, pochylając się lekko w jego stronę. Za plecami św. Franciszka stoi jego brat zakonnik, którego postawa i gest dłonią wyrażają zdumienie, może zniecierpliwienie, a na pewno pewną sztywność, którą podkreśla wyrastające za nim, proste drzewo o ubogiej koronie. Dwa jakże różne, lecz wymowne światy.

W świecie współbrata Franciszka zwierzęta towarzyszyły człowiekowi, ale jako pozbawione duszy zapewne nie były warte większej uwagi, nie mówiąc już o szacunku. W świecie Biedaczyny z Asyżu były stworzeniami Bożymi, zasługującymi na pozytywne uczucia, opiekę i poważanie. Zresztą ptaki to nie jedyne zwierzęta, z którymi spotykał się św. Franciszek. Był też  m.in. wilk, świerszcz, baranek, pszczoły, osioł, a nawet glista. Wszystkie miały swoje miejsce na świecie, a niektóre z czasem zyskały znaczenie symboliczne, zarówno w królestwie zwierząt, jak i w kategoriach religijnych, chrześcijańskich i jako takie trafiły do średniowiecznych katalogów zwierząt (ale też roślin, a nawet skał), zwanych bestiariuszami. W XII wieku bestiariusze cieszyły się olbrzymią popularnością w Europie, a większość oparta była o anonimowe, greckie dzieło Physiologus z II wieku naszej ery. Średniowieczne wersje bestiariuszy nie tylko zawierały bogate, kolorowe ilustracje i szczegółowy opis rzeczywiście istniejących, a także mitycznych zwierząt, ale zostały też wzbogacone o chrześcijańskie znaczenia, które stanowiły podstawę tworzonych alegorii.

I tak na przykład mrówka miała symbolizować Kościół, gdyż współpracowała z innymi mrówkami na rzecz dobra wspólnego i skupiała się na wspólnocie. Motyl symbolizował zmartwychwstanie – trzy etapy rozwoju motyla (gąsienica, poczwarka, dorosły osobnik) to trzy etapy życia chrześcijanina – życie, śmierć i zmartwychwstanie. Gołębica od początku chrześcijaństwa do dzisiaj symbolizuje Ducha Świętego. Ryba z kolei, której grecka nazwa grecku ichthys jest akrostychem, gdyż pierwsze litery tego wyrazu oznaczają Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, Zbawiciela (w transkrypcji z greki Iesus Christos Theou Yios Soter), symbolizuje właśnie Jezusa. A ptaki to dusze ludzkie – gdy piją wodę, przypominają ludzkie dusze pijące „wodę żywą”.  Najciekawsze jednak, czysto chrześcijańskie znaczenie miał pelikan – symbolizował odkupienie grzechów. Uważano, że pisklęta pelikanów tak natarczywie domagają się pokarmu od matki, że ją ranią. Broniąc się, matka zabija swoje młode, ale po trzech dniach żałuje swojego czynu i dziobem przebija swój bok. Kapiąca na martwe pisklęta krew ożywia je, a matka umiera, złożywszy − tak jak Jezus − najwyższą ofiarę.  

Wśród znajomych zwierząt, występowały też zwierzęta mityczne – na przykład bazyliszek (symbolizował grzech i Szatana), lewiatan (wężosmok, który symbolizował Szatana, ale także wieloryba, który połknął Jonasza), sfinks (milczenie i tajemnica, także los narodu wybranego w Egipcie) czy jednorożec, uważany za symbol czystości i życia zakonnego.

Z kart bestiariuszy podobizny zwierząt trafiały na freski i obrazy, a także na witraże. Można je podziwiać w wielu gotyckich kościołach w Europie, gdzie zazwyczaj występują w scenach biblijnych – na przykład w gotyckiej  Katedrze Najświętszej Maryi Panny w Erfurcie w Niemczech znajduje się okno witrażowe przedstawiające historię stworzenia opartą o Księgę Rodzaju, a w katedrze w Chartres we Francji, centrum rzemiosła i sztuki witrażowniczej w średniowiecznej Europie, trzynastowieczne witraże opowiadające historię potopu prezentują słonie, lwy, owce i ptaki gromadzące się w Arce Noego. Częstymi zwierzęcymi motywami występującymi na witrażach był baranek, smok (walczący ze św. Jerzym lub Archaniołem Michałem), koń, lew, wilk, jeleń, no i właśnie ptaki.

fot. Grzegorz Eliasiewicz i Rafał Ochęduszko, prawa autorskie Corpus Vitrearum Polska

Witraż poświęcony św. Franciszkowi (nawa północna, na lewo od wejścia głównego) w kościele św. Szczepana, zaprojektowany przez Jana Januszewskiego i wykonany w 1941 roku,  ukazuje stojącego  pod drzewem św. Franciszka z nimbem nad głową, w otoczeniu  siedzących i polatujących ptaków. Jego ciemny, brązowy habit mocno kontrastuje z bardzo kolorowym tłem, oddającym bogactwo otaczającej świętego przyrody. Na prawej dłoni Franciszka siedzi mały ptaszek, a zakonnik trzyma uniesioną lewą dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym w stronę ptaszka, zapewne przekazując mu pewne nauki. Choć kolorowe tło ożywia witraż, to jednak nieruchoma postać św. Franciszka, jego zamyślona, poważna twarz i brąz habitu nie symbolizują radosnej chwili spotkania świętego z ptakami, zasugerowanej w wierszu poety-noblisty Seamusa Heaney’a i wyczuwalnej na obrazie Giotta. Witraż ten to raczej obraz namysłu nad przemijaniem i śmiercią, tym bardziej, że na jego dole znajduje się dedykacja:

„Pamięci Franciszka Macharskiego, kupca i obywatela Miasta Krakowa, 1852-1934”. 

Kim wobec tego był Franciszek Macharski, kto ufundował poświęcony mu witraż i dlaczego w kościele św. Szczepana? Franciszek Aleksander Macharski (1852-1934) był bardzo znanym krakowskim kupcem i filantropem przed II wojną światową.  Związał się zawodowo z Antonim Hawełką, właścicielem słynnego w Krakowie sklepu kolonialnego, gdzie najpierw pracował jako subiekt, a po śmierci Hawełki stał się jego spadkobiercą i właścicielem zarówno sklepu, jak i restauracji, które znalazły nową siedzibę w Pałacu Spiskim przy krakowskim Rynku. W 1913 roku bratanek Franciszka Aleksandra Macharskiego, Leopold Macharski (1886-1945), przejął firmę, która zyskiwała sobie coraz większą renomę wśród mieszkańców Krakowa i przyjezdnych. To właśnie Leopold Macharski wraz z żoną Zofią z Peców po śmierci Franciszka Aleksandra ufundował witraż św. Franciszka upamiętniający drugiego właściciela „Hawełki”. I to właśnie Leopold Macharski był ojcem ks. kardynała Franciszka Macharskiego (1927-2016), który m.in. przewodniczył uroczystości koronacji obrazu Matki Bożej Pocieszenia w kościele św. Szczepana w 2002 roku. Ks. kardynał, podobnie jak inni członkowie jego rodziny, spędził dzieciństwo w willi przy ul. Wyspiańskiego 11, a więc kościół św. Szczepana był jego kościołem parafialnym. A postać św. Franciszka była mu szczególnie bliska – gdy został arcybiskupem, mieszkał w przy ul. Franciszkańskiej, naprzeciwko Bazyliki św. Franciszka z Asyżu, w której został wyświęcony na kapłana, i która była jego ulubionym miejscem w Krakowie. A jego bliski przyjaciel święty Jan Paweł II, z powodu jego skromności i braku przywiązania do dóbr doczesnych,  nazwał go kiedyś „biedaczyną z Krakowa”. Myślę, że „biedaczyna z Asyżu” zgodziłby się z tym określeniem. W ten to sposób wszyscy trzej Franciszkowie wspomniani powyżej są w kościele św. Szczepana obecni, choć każdy inaczej.

Piotr Pieńkowski